Te nasze Budapeszty, Berliny i Paryże ( 2012-2013 ) to było cały czas takie zaspokajanie głodu odkrywania nowych miejsc. Można wyskoczyć na weekend lub 4-5 dni. Przy dobrej orientacji znaleźć tani lot/dojazd + hotel i zwiedzać. Naprawdę nie wiele trzeba, żeby podróżować w ogóle.
Zawsze jednak z tyłu głowy mieliśmy takie podróże przez duże "P". I tutaj plan był dość konkretny. Maroko. Na tamten moment, odległe i egzotyczne - w sam raz na pierwszą prawdziwą przygodę.
Przekalkulowaliśmy koszty. Bilety, transport na miejscu, wszystkie niezbędne wydatki itd. Okazało się, że cel jest bardzo realny i konsekwentnie małymi krokami można dążyć do jego realizacji. Co więcej, jeden ze znajomych kilka miesięcy wcześniej wrócił z Maroka i podesłał link do fotorelacji z wyprawy, która podwoiła podniecenie na myśl o wybranym kierunku.
Wszystko zmieniło się w styczniu 2014 roku ( 2,5 miesiąca po powrocie z Grecji ) . Ania obudziła mnie o 2 w nocy i oznajmiła .... lecimy do Tajlandii !!!