W Los Angeles wylądowaliśmy przed 14, a z lotniska wyszliśmy dopiero... po 16. Trzeba być świadomym tego, że cała procedura kontrolna zajmuje około 2 godzin. Najpierw czekała nas kolejka do automatów, stanowiących pierwsze "sito" przez które musza przejść wszyscy, bez względu na to czy pochodzą z krajów, na których rząd amerykański wymusza posiadanie wizy czy też nie. Automat robi nam zdjęcie, skanuje odciski palców, paszporty i rząda wprowadzenia wszystkich informacji, które wpisaliśmy na deklaracji otrzymanej już na pokładzie samolotu. Jego obsługa jest intuicyjna, wszystko przebiega sprawnie, ale w przypadku jakichkolwiek problemów pracownicy lotniska służą pomocą. Na koniec otrzymujemy wydruk, który potwierdza przebycia tego etapu. Nie zgubcie go- jest niezbędny do wyjścia z lotniska.
W kolejnym etapie kolejka się rozdziela i obywatele krajów ruchu bezwizowego idą na prawo, cała reszta na lewo, by porozmawiać o celu swojej wizyty w USA z urzędnikiem celnym. Rozmowa trwa niespełna 2 minuty i jest czystą formalnością. Pan, który nas obsługiwał, pomimo tego, że trzymał nasze dokumenty w dłoniach, i tak zapytał czy jesteśmy z... Rosji :) Chciał wiedzieć gdzie będziemy się przemieszczać, jak długo planujemy zostać i życzył miłego pobytu. Po odbiorze walizek, trzeba było zgłosić się do jeszcze jednego urzędnika, oddać mu wydruk o którym pisałam wcześniej i.... witaj przygodo !