środa, 11 grudnia 2019

Boże Narodzenie w Izraelu- jechać czy nie jechać?


Zdaję sobie sprawę, że wiele osób uwielbia świąteczne przygotowania. Listę prezentów mają zaplanowaną od października. Podobnie jest z koncepcją dekoracji mieszkania na ten „magiczny” czas. Nie mogą się doczekać kolejnej emisji Kevina co został sam w domu i od tygodni nucą nieśmiertelny hit „Last Christmas” No i w porządku, tyle, że nam zawsze bliżej było do Grincha... 

Świąteczna ucieczka chodziła nam po głowie od bardzo dawna. Jednak wielokrotnie zapał studziły ceny przelotów w tym okresie. Niestety wszystkie rozsądne opcje wyprzedawały się na pniu, zanim jeszcze zaczynaliśmy myśleć o bożonarodzeniowych wojażach. Zwykle wyloty na początku grudnia są rewelacyjne cenowo, ale druga połowa miesiąca powala. 
A wyjazd na Święta musiał się równać z wylotem w terminie jak najbliższym 24.12, żeby na spokojnie podomykać zawodowe sprawy. Dlatego kilka lat z rzędu kończyło się na tym, że nasza „pauza" od polskiej zimy miała miejsce na przełomie stycznia i lutego, a nie pod koniec grudnia. Dlatego wyobraźcie sobie naszą ekscytację, kiedy pewnego lipcowego (!) popołudnia, przeglądając promocje lotnicze znalazłam tanie bilety do Izraela i to… na grudzień. Nie wahając się kupiliśmy je i przebieraliśmy nogami w oczekiwaniu na święta. Tak, pierwszy raz od dzieciństwa nie mogliśmy doczekać się Bożego Narodzenia J

Jak wyglądają święta w Izraelu? 

Po pierwsze, może to mało odkrywcze, ale jest ciepło. A na tym zawsze najbardziej nam zależy w zimowych wyjazdach. Nie znosimy szarości i zimna, dlatego takie 2-3 tygodniowe wypady w kierunku słońca, podczas gdy u nas szaro, buro i zimno działają na nas zbawiennie. 


Choć dla wielu może być to zaskakujące, nie ma szału świątecznych dekoracji. Owszem gdzieniegdzie je spotkamy, ale nie wołają do nas co dwa kroki z każdego możliwego zakątka. I nie ma się co dziwić, w końcu rozkład procentowy wyznawców poszczególnych religii zamieszkujących Izrael wygląda następująco: ponad 75% stanowią żydzi, około 20 % to wyznawcy islamu, i jak wychodzi z prostej kalkulacji niespełna 5 % to przedstawiciele pozostałych religii ( w tym chrześcijaństwa). 


Do Jerozolimy dotarliśmy w piątek, w dzień Szabatu. Ostatni dzień żydowskiego tygodnia, będący czasem absolutnego odpoczynku, trwającego od piątkowego zachodu słońca, do zachodu słońca dnia kolejnego. Świętowanie rozpoczyna się od nabożeństwa w synagodze, po czym następuje czas na konsumpcję wcześniej przygotowanego odświętnego posiłku. Sobota to również dzień na oddanie się modlitwom, studiowaniu Tory, oraz wypoczynkowi w rodzinnym gronie. Czynności, których wykonywanie jest zakazane w czasie Szabatu jest całkiem sporo- są jasno określone w... 39 punktach. Według wyznawców ortodoksyjnego judaizmu nawet podróż samochodem jest zabroniona. Co za tym idzie przez dobę nie funkcjonowała komunikacja miejska, ulice były niemal opustoszałe. Naturalnie wszystkie sklepy były pozamykane, dotyczyło to też większości restauracji. Jednak dla turysty nie  stanowiło to wielkich utrudnień. Niezbędne zakupy zrobiliśmy sobie wcześniej. Znalezienie czynnej restauracji w okolicy, okazało się proste. A agencje turystyczne, w czasie Szabatu nie rezygnują z organizacji wycieczek, także nie ma się czym przejmować. 



Możliwość obserwacji ludzi szykujących się do świętowania było dla nas niesamowitym doświadczeniem, które polecamy każdemu. Już przy meldunku w hotelu, recepcjonista poinformował nas, że od zachodu słońca winda wchodzi w tryb świąteczny i będzie zatrzymywała się na 30 sekund na każdym piętrze, bez względu na to czy jedzie w górę czy w dół. Ma to zniechęcić do jej używania, gdyż jak już wspomniałam wcześniej szabat to rezygnacja z korzystania z jakichkolwiek środków transportu, w tym windy. Jak się okazało, w naszym przypadku zabieg był skuteczny. Do pokoju na piątym piętrze wchodziliśmy po schodach. 


Późnym popołudniem udaliśmy się na stare miasto, które wywarło na nas ogromne wrażenie. Ten stosunkowo niewielki teren, otoczony murami o długości 4,5 km, jest absolutnie niesamowitym miejscem. Zabytkowa część Jerozolimy podzielona jest na cztery dzielnice: chrześcijańską, żydowską, muzułmańską i osmańską. Zdumiewa fakt, że właśnie w tym konkretnym miejscu największe religie świata posiadają swoje najświętsze budowle. Jednak w dniu Szabatu, bez wątpienia centrum wydarzeń była Ściana Płaczu, pod którą tłumnie gromadzili się odświętnie ubrani Żydzi. Pomimo ścisku panująca atmosfera była niesamowita. Dlatego spędzenie tu wieczoru okazało się strzałem w dziesiątkę.  






Nasz kolejny dzień należał do Pustyni Judzkiej, która była jednym z największych zachwytów wyjazdu. Mogliśmy zaobserwować namiastkę życia Beduinów i podziwiać niesamowite krajobrazy. Wracając z wycieczki, jeep, którym podróżowaliśmy przejeżdżając przez miasto natknął się na grupę nastolatków będących przedstawicielami ortodoksyjnych Żydów, którzy bardzo emocjonalnie zareagowali na pojazd mechaniczny, ośmielający się być w użyciu podczas Szabatu. W tym konkretnym przypadku skończyło się na krzykach i wyzwiskach. Jednak przewodnik poinformował nas, że niejednokrotnie w takich sytuacjach dochodzi do obrzucania auta kamieniami. 









W drugi dzień świąt pojechaliśmy do Betlejem, miasta na terenie Autonomii Palestyńskiej. Kierując się do Bazyliki Narodzenia Pańskiego przeszliśmy przez bazar, który tętnił życiem. Dla większości mieszkańców tego regiony był to dzień jak co dzień, bo religią dominującą jest tu islam. Jedyny element nawiązujący do świąt to ogromna choinka i szopka ufundowana przez Maltę, zlokalizowana na placu przez Bazyliką. Wielu lokalnych mieszkańców zaczepiało nas składając świąteczne życzenia, co było dość osobliwe zważając na okoliczności. 





Jeśli jesteśmy przy temacie Świąt nie można zapomnieć o jedzeniu. Nasza izraelska Wigilia była pierwszą bez barszczu, uszek i karpia. Nie oznacza to wcale, że było nam z tego powodu jakoś specjalnie smutno. Na wieczór 24. grudnia zarezerwowaliśmy stolik w restauracji zlokalizowanej na dachu jednego z hoteli- „Cheese and Wine Rooftop Restaurant”, którą gorąco polecamy. Menu nie miało nic wspólnego z polską tradycją, ale trzeba przyznać, że było pysznie. Izraelskie jedzenie bardzo przypadło nam do gustu. Dodatkowym atutem był przepiękny widok na miasto. Całość zarysowała w naszych głowach cudowne wspomnienia, co zaowocowało tym, że w kolejnym roku wylądowaliśmy na kanaryjskiej wyspie Lanzarote. A dla odmiany tegoroczne Święta spędzimy w Wietnamie. 













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz