środa, 30 marca 2016

Misja, Malediwski Raj !





Od kiedy pamiętam, na myśl "RAJ" pierwszym co wpadało mi do głowy były...MALEDIWY ! No tak- Malediwy...Tylko za chwilę przychodziła refleksja, że należałoby zejść na ziemię i przestać bujać w obłokach... Bo druga, trzecia, kolejna myśl, wyglądały tak: "miejsce dla bogaczy" (przez kosmiczne ceny wypoczynku w resortach), a poza tym "co tam robić przez załóżmy tydzień czy dwa" ?! (zawsze oczywiste było dla mnie, że lecieć taki kawał na krócej nie specjalnie się kalkuluje, a plażowicze z nas marni, nie usiedzimy na miejscu zbyt długo ;P). Jasne było dla mnie, że raczej nie prędko będzie mi dane zaznać owego raju. A tu niespodzianka ! Planując wyjazd na Sri Lankę i mając doświadczenie z wyjazdu do Tajlandii- że można by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i zahaczyć jeszcze o jeden kraj, zaczęliśmy zastanawiać się gdzie by tu jeszcze wyskoczyć... :D Pomysłów było kilka, ale gdy tylko zaczęliśmy brać pod uwagę MALEDIWY, o niczym innym już nie chciałam słyszeć ;)
No i zaczęły się poszukiwania środków transportu do wymarzonego raju ;) Trafiłam na stronę linii Sri Lankan Airways. Ceny były mało korzystne, ale udało mi się trafić na promocję i szczerze mówiąc ustawiliśmy resztę podróży tak, żeby z tej promocji skorzystać. Stąd może nasza mało popularna kolejność zwiedzania Sri Lanki ;)
Nasz pobyt na Malediwach miał trwać od późnego środowego wieczoru (około godziny 20), do sobotniego wieczoru (również około 20 lot powrotny na Sri Lankę). Jak widać czasu nie było zbyt wiele, dlatego należało mądrze go zagospodarować :) Po przeszukaniu "całego internetu" skonstruowałam plan idealny ;P
A oto i on ;)
Hulhumale- Male- Fulidhoo (główny punkt programu)- Male-Hulhumalle 


Z uwagi na późną porę przylotu na Malediwy i wysoki koszt transportu na NASZE Fulidhoo ;D- zdecydowaliśmy się spędzić pierwszą noc na wyspie na której usytuowane jest lotnisko- Hulhumale.
Jeśli zdecydujecie się na taką opcję to macie do wyboru dwie drogi dostania się do centrum (to dumnie brzmi :D). Możecie podjechać tam miejskim autobusem ( komfortowy, czysty autokar za grosze), jego trasa obejmuje jedynie 2 przystanki, a całość trwa około 10-15 minut (nasz hotel znajdował się dokładnie przy samym końcowym przystanku :) ). Można też skorzystać z taksówki, ale jeśli nie dogadaliście się wcześniej mailowo z przedstawicielem hotelu w tej sprawie to zapomnijcie o takiej opcji. Coś takiego jak postój taksówek przy lotnisku, czy choćby zamówienie taksówki na telefon nie istnieje ;) Ale nie ma się czym martwić- wersja z autobusem jest jak najbardziej polecana ;)

Nocowaliśmy w hotelu TLM Retreat - gorąco polecam. Przed zaśnięciem udaliśmy się na krótki spacer po okolicy. Mnóstwo hoteli, małych knajpek i bardzo dużo ludzi-okolica po zmierzchu kwitnie.

Po śniadaniu, pieszo udaliśmy się na dworzec promowy i popłynęliśmy na Male (promy do stolicy pływają bardzo często, bo co 15 minut, a podróż z tego portu trwa tyle samo- kwadrans). Cena biletu: około dolara za osobę. 
Z portu w Male musieliśmy przetransportować się na inny terminal (polecam taksówkę-co stolica to stolica, taksówek jest mnóstwo ;)), skąd promem numer 310 udaliśmy się na Fulidhoo. Podróż trwała 3,5 godziny, z jednym przystankiem w Maafushi i również kosztowała nie wiele bo około 30 zł za osobę ;) Polecam stronę z rozkładem jazdy: http://www.atolltransfer.com.
Dla porównania jeśli chcielibyśmy dostać się na Fulidhoo poprzedniego wieczoru, bezpośrednio po przylocie, prywatną motorówką, przyjemność ta kosztowałaby nas 400 USD.

W drodze do portu- Hulhumale

Ruch w Hulhumale ;)

Przed portem w Hulhumale- parking skuterów :)

Poczekalnia w porcie w Hulhumale

Port w Male









Plac manewrowy, nauka jazdy ;)

Jeśli chodzi o towarzyszy podróży to proporcje rozkładały się mniej więcej tak: 70% lokalnej ludności- reszta to turyści.  Z czego większość pasażerów opuściła pokład w Maafushi- bardzo popularna wśród przyjezdnych imprezowa wyspa. Tam też wsiadła na pokład polka która jak się okazało od kilku dni wypoczywa z koleżanką na Fulidhoo. Poza dziewczynami i nami, na tak malutkiej wyspie w tym czasie była jeszcze jedna para z Polski- przyznajcie, że jak na 4 guesthausy, po 3 pokoje każdy- nasza narodowość miała znaczącą przewagę liczebną jeśli chodzi o obcokrajowców ;) Jak dowiedzieliśmy się na miejscu- nasi rodacy są częstymi gośćmi na tej lokalnej wysepce ;) 

Tak wygląda większość lokalnych promów

Na pokładzie ;)

Podróż mija dość szybko, jeśli chodzi o komfort nie jest najgorzej, ale luksusów nie ma- do wyboru mamy siedzenie na drewnianych ławkach, plastikowych krzesełkach lub jak kto woli, może poleżeć na górnym pokładzie (według mnie opcja dla odważnych ;P). Nasz prom poza pasażerami, załadowany był mnóstwem pakunków, przedmiotów użytku codziennego oraz artykułów spożywczych- w końcu jakoś trzeba zaopatrzyć mieszkańców lokalnych wysepek i zatowarować tam sklepy ;) 
Resorty które mijaliśmy po drodze



Port w Maafushi


Port w Maafushi

Ostatnie 30 minut rejsu przepływaliśmy przez konkretne fale więc trochę nas wytelepało, ale warto było znieść te niedogodności, bo naszym oczom ukazał się cel tej podróży- nasz mały raj. Na którym mieliśmy spędzić najbliższe 2 dni ! ;D Ale o nim więcej w kolejnym wpisie... ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz