czwartek, 14 kwietnia 2016

Malediwskie centrum dowodzenia - Male

Pomimo, że nie mieliśmy zbyt wiele czasu, żeby zwiedzić Male. Udało mu się nas zauroczyć. Co prawda jest tutaj tłoczno, głośno, ale mimo wszystko ta mała wyspa- centrum dowodzenia Malediwów- ma swój urok.
Niedaleko przystani z której odpływają lokalne promy na wyspę lotniskową znajduje się Muzeum Narodowe i Pałac Prezydencki przed którym o pełnych godzinach odbywa się mini koncert fontannowy. Na placu przed pałacem gromadzi się mnóstwo matek z dziećmi, które tańczą, śpiewają, bawią się przy akompaniamencie muzyki, wody i świateł wydobywających się z fontanny;)









Podczas naszego pobytu na Malediwach doszło do wymiany banknotów, sami przyznajcie, że są piękne.

Idąc kawałek dalej koniecznie trzeba przejść się halami targu owocowego- miejsce barwne, przepełnione produktami spożywczymi, tłoczne i z pewnością godne odwiedzenia. Zdjęć niestety brak, ponieważ przemieszczaliśmy się objuczeni bagażami i w niezwykle wąskich alejkach targowych ciężko było zapanować jeszcze nad fotopstrykiem ;P
Po drugiej stronie ulicy znajduje się targ rybny. Miejsce w którym można kupić świeżutkie ryby jakie sobie wymarzymy, prosto z oceanu- od maleńkich sardynek po ogromne mieczniki. Panuje tu sielska atmosfera, sprzedawcy w przerwach między plotkami, a przewinięciem walla na facebooku patroszą ryby i obsługują tłoczących się w kolejce klientów. Koniecznie tam zajrzyjcie ;)













W Male znajduje się mnóstwo sklepików z pamiątkami, warto pamiętać o targowaniu się, gdyż ceny proponowane przez sprzedawców, są dość mocno zawyżone. Są one w większości niepozornie usytuowane na piętrach wewnątrz budynków wyglądających na mieszkalne, ale nie martwcie się jest wielu naganiaczy którzy już zadbają o to byście nie wyjechali ze stolicy z pustymi rękami ;)
Mając jeszcze chwilę czasu i ochoty na posilenie się bez wątpienia warto wstąpić do restauracji "See Hause Maledives", jedzenie jest tam ładnie podane, obsługa miła, ale głównym punktem programu jest możliwość obserwacji (przy jedzeniu) lądujących samolotów na sąsiedniej wyspie lotniskowej (wspominałam o tym w jednym z wcześniejszych postów). Sama byłam zdziwiona, że lądujący samolot może robić takie wrażenie, bo przecież widziałam to już dziesiątki razy. Ale uwierzcie, że lądowanie na krótkim pasie, z nienacka wyłaniającym się z oceanu na Hulhumale pozostanie wam w pamięci na długo. 

Taras w See Hause z widokiem na Hulhumale
Wszystko co dobre szybko się kończy. Rajska stolica zaliczona, czas wracać na lotnisko (przystań lokalnego promu znajduje się kilka minut spacerem od restauracji) i fruuuu do Colombo.

Przystań przed samym wejściem na lotnisko



Widok na stolicę z przed lotniska

"Czy się stoi, czy się leży..." Praca wre ;)


Nareszcie po robocie. Panowie bardzo się cieszyli z zaistniałej sytuacji i głośno podśpiewywali ;)

Ostatni rzut okiem na Male.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz