Wyspami Kanaryjskimi zainteresowałam się wiele lat temu przeglądając z koleżanką katalog jednego z dużych biur podróży. Pamiętam jak dziś, że moją uwagę przykuł surowy krajobraz Lanzarote. Ta czerń wszechobecnej lawy, kontrastująca z białą zabudową, błękitem oceanu i zielenią palm zrobiła na mnie ogromne wrażenia. I od tamtej pory wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek wybiorę się na Kanary to właśnie na Lanzarote.
Kilka lat temu na wyspach "rozgościły" się tanie lonie lotnicze. Dlatego przy przeglądaniu podróżniczych portali na Facebooku, nie sposób nie natknąć się na jakąś super promocje przelotów na Fuertaventurę, Gran Canarię, Teneryfę czy właśnie Lanzarote. My przymierzaliśmy się do tego kierunku od dawna, i braliśmy go pod uwagę właśnie na okres zimowy. Ale w ostatecznym starciu zawsze wygrywała Azja, która była dla nas synonimem pewnej, letniej pogody.
Jechać czy nie jechać ?
Jechać czy nie jechać ?
Szukając informacji o Wyspach Kanaryjskich znaleźliśmy mnóstwo rozbieżnych opinii. Jedni pisali, że było do 28 stopni, ale przy tym bardzo, bardzo wietrznie. Inni, że pogoda bardziej do zwiedzania niż do plażowania , jeszcze inni, że podczas ich pobytu było... deszczowo. Na forach mnóstwo ludzi miało wątpliwości czy to odpowiednia pora na tę destynację. A wśród nich byliśmy my. Niby to "wyspy wiecznej wiosny", no ale w pogodą różnie bywa i wiosna może spłatać figle. Co się stało, że w końcu się zdecydowaliśmy ? Impulsem do podjęcia decyzji była promocja Ryanair :)
We wrześniu zaczęłam interesować się planowaniem Bożego Narodzenia. W zeszłym roku pierwszy raz spędziliśmy święta za granicą, uciekliśmy od tego szaleństwa do Izraela. Bardzo nam się takie świętowanie spodobało i istnieje spora szansa, że stanie się to naszą małą tradycją.
Planując święta na wyjeździe trzeba mieć na uwadze, że ceny lotów na ten okres zwykle są drogie. No chyba, że odpowiednio wcześnie zreflektujemy się z zakupem biletu lub trafimy na promocję. My na taką trafiliśmy. Bilety kosztowały 500 zł za parę w obie strony. Niestety podjęcie decyzji o jego zakupie zajęło nam dwa dni, co okazało się błędem niewybaczalnym. I zamiast od razu kliknąć "kup", zastanawialiśmy się czy oby w tym roku może znów nie wybrać się do Azji...? Myśleliśmy o Kambodży, Wietnamie lub Laosie. Jednak samolot kosztowałby nas miliony monet. Ceny na ten okres poszybowały w górę jak szalone i zatrzymały się na pułapie o wiele wyższym niż standardowo (+ 50-70%). A przeglądając atrakcje Lanzarote, do tego stopnia nakręciłam się na tą wyspę, że wniosek był jeden: koniecznie musimy tam być ! Teraz albo nigdy ! Zadowolona, weszłam na stronę lini lotniczych, a tam niespodzianka- cena wzrosła niemal 2 krotnie... No ale uznaliśmy, że skoro słowo się rzekło- w tym roku święta spędzamy na kanarach, innego wyjścia nie ma. I tym sposobem staliśmy się szczęśliwcami oczekującymi na wylot. Jak się okazało klika dni po naszym zakupie nastąpiła kolejna podwyżka, sięgająca 700 zł za bilet w jedną stronę. Takie tam bożonarodzeniowe szaleństwo.
Mała rada- niska cena biletu lotniczego nie znosi zbyt długiego rozkminiania- "jechać, czy nie jechać". Trzeba jak najszybciej bookować, a później się zastanawiać co dalej :)
Jaką mieliśmy pogodę ?
Cudowną ! Co było sporym zaskoczeniem. Od początku grudnia codziennie sprawdzałam internetowe prognozy pogody, które nie napawały optymizmem. Wieczna wiosna dla nas miała oznaczać temperaturę rzędu 14-19 stopni w ciągu dnia, a nawet przelotne opady. Azja nie powiewało, no ale pocieszaliśmy się, że zawsze lepsze to niż polska zimnica.
Na Lanzarote wylądowaliśmy około północy. Przywitało nas przyjemnie ciepłe powietrze i lekki wietrzyk. Wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, gdy o poranku na hotelowym śniadaniu większość ludu paradowała w krótkich spodenkach, sandałach czy zwiewnych sukienkach. Pomyśleliśmy, że powariowali i dopadł ich jakiś wakacyjny szał. No ale około godziny 10 przekonaliśmy się na własnej skórze, że z internetowymi prognozami ewidentnie musi być coś nie tak. Wybraliśmy się na zwiedzanie ubrani w długie ciuchy i po chwili trzeba było zrzucać z siebie warstwy. Temperatura w słońcu sięgała 30 stopni i było naprawdę gorąco. Ja cieszyłam się, że mam ze sobą prawie same sukienki. W prawdzie planowałam je nosić w zestawieniu z grubymi rajstopami, które okazały się zbędnym element. A Kuba był zadowolony, że udało mu się wcisnąć w bagaż (obok sweterków i jeansów) chociaż jedną parę krótkich spodenek. Choć ja przy pakowaniu zapewniałam, że szkoda na nie miejsca, bo na 100% się nie przydadzą. Ale czego by nie mówić, z takimi rozczarowaniami moglibyśmy się spotykać na codzień. Cieszyliśmy się jak dzieci.
Ale, ale instynkt detektywistyczny kazał mi sprawdzić, co w danym momencie mówią prognozy pogody. Okazało się, że według nich mamy 19 stopni, nie myliły się za to z pełnym słońcem. No i jak tu ufać prognozie ?
Żeby nie było zbyt pięknie, było nam dane poznać zupełnie inne oblicze wyspy. Jeden, calutki dzień było szaro, buro i ponuro. Słońce wyszło na 2 minuty, a co za tym idzie było chłodnawo (w realu 19 stopni, w internetach 13 :) ), a jakby tego było mało- wiało jak cholera. Na ten dzień przypadł nasz treking na wulkan Mountana Blanca. A silny wiatr w połączeniu z otwartą przestrzenią nie stanowi zbyt zgranej pary. W pewnym momencie podmuchy były tak silne, że dwukrotnie byliśmy przekonani, że zostaniemy przez nie powaleni... Przy naszych gabarytach... Serio... To powinno dobrze zobrazować siłę wiatru :)
Na szczęście kolejnego dnia wszystko wróciło do normy, ludzie wyszli na plaże, a słuchaliśmy jak Mariah Carey śpiewa o tym czego potrzebuje na święta i z zimnym piwkiem w ręku wpatrywaliśmy się w bezkres oceanu.
Także, jak sami widzicie Kanary zimą to pomysł doskonały. No i uwaga, właśnie byłam na stronie Ryanair, i..... mają mega cenę przelotów na Lanzarote na luty i marzec. Także jeśli chcielibyście choć na kilka dni uciec od naszej szarówki- wiecie co robić.
We wrześniu zaczęłam interesować się planowaniem Bożego Narodzenia. W zeszłym roku pierwszy raz spędziliśmy święta za granicą, uciekliśmy od tego szaleństwa do Izraela. Bardzo nam się takie świętowanie spodobało i istnieje spora szansa, że stanie się to naszą małą tradycją.
Planując święta na wyjeździe trzeba mieć na uwadze, że ceny lotów na ten okres zwykle są drogie. No chyba, że odpowiednio wcześnie zreflektujemy się z zakupem biletu lub trafimy na promocję. My na taką trafiliśmy. Bilety kosztowały 500 zł za parę w obie strony. Niestety podjęcie decyzji o jego zakupie zajęło nam dwa dni, co okazało się błędem niewybaczalnym. I zamiast od razu kliknąć "kup", zastanawialiśmy się czy oby w tym roku może znów nie wybrać się do Azji...? Myśleliśmy o Kambodży, Wietnamie lub Laosie. Jednak samolot kosztowałby nas miliony monet. Ceny na ten okres poszybowały w górę jak szalone i zatrzymały się na pułapie o wiele wyższym niż standardowo (+ 50-70%). A przeglądając atrakcje Lanzarote, do tego stopnia nakręciłam się na tą wyspę, że wniosek był jeden: koniecznie musimy tam być ! Teraz albo nigdy ! Zadowolona, weszłam na stronę lini lotniczych, a tam niespodzianka- cena wzrosła niemal 2 krotnie... No ale uznaliśmy, że skoro słowo się rzekło- w tym roku święta spędzamy na kanarach, innego wyjścia nie ma. I tym sposobem staliśmy się szczęśliwcami oczekującymi na wylot. Jak się okazało klika dni po naszym zakupie nastąpiła kolejna podwyżka, sięgająca 700 zł za bilet w jedną stronę. Takie tam bożonarodzeniowe szaleństwo.
Mała rada- niska cena biletu lotniczego nie znosi zbyt długiego rozkminiania- "jechać, czy nie jechać". Trzeba jak najszybciej bookować, a później się zastanawiać co dalej :)
Cudowną ! Co było sporym zaskoczeniem. Od początku grudnia codziennie sprawdzałam internetowe prognozy pogody, które nie napawały optymizmem. Wieczna wiosna dla nas miała oznaczać temperaturę rzędu 14-19 stopni w ciągu dnia, a nawet przelotne opady. Azja nie powiewało, no ale pocieszaliśmy się, że zawsze lepsze to niż polska zimnica.
Na Lanzarote wylądowaliśmy około północy. Przywitało nas przyjemnie ciepłe powietrze i lekki wietrzyk. Wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, gdy o poranku na hotelowym śniadaniu większość ludu paradowała w krótkich spodenkach, sandałach czy zwiewnych sukienkach. Pomyśleliśmy, że powariowali i dopadł ich jakiś wakacyjny szał. No ale około godziny 10 przekonaliśmy się na własnej skórze, że z internetowymi prognozami ewidentnie musi być coś nie tak. Wybraliśmy się na zwiedzanie ubrani w długie ciuchy i po chwili trzeba było zrzucać z siebie warstwy. Temperatura w słońcu sięgała 30 stopni i było naprawdę gorąco. Ja cieszyłam się, że mam ze sobą prawie same sukienki. W prawdzie planowałam je nosić w zestawieniu z grubymi rajstopami, które okazały się zbędnym element. A Kuba był zadowolony, że udało mu się wcisnąć w bagaż (obok sweterków i jeansów) chociaż jedną parę krótkich spodenek. Choć ja przy pakowaniu zapewniałam, że szkoda na nie miejsca, bo na 100% się nie przydadzą. Ale czego by nie mówić, z takimi rozczarowaniami moglibyśmy się spotykać na codzień. Cieszyliśmy się jak dzieci.
Ale, ale instynkt detektywistyczny kazał mi sprawdzić, co w danym momencie mówią prognozy pogody. Okazało się, że według nich mamy 19 stopni, nie myliły się za to z pełnym słońcem. No i jak tu ufać prognozie ?
Żeby nie było zbyt pięknie, było nam dane poznać zupełnie inne oblicze wyspy. Jeden, calutki dzień było szaro, buro i ponuro. Słońce wyszło na 2 minuty, a co za tym idzie było chłodnawo (w realu 19 stopni, w internetach 13 :) ), a jakby tego było mało- wiało jak cholera. Na ten dzień przypadł nasz treking na wulkan Mountana Blanca. A silny wiatr w połączeniu z otwartą przestrzenią nie stanowi zbyt zgranej pary. W pewnym momencie podmuchy były tak silne, że dwukrotnie byliśmy przekonani, że zostaniemy przez nie powaleni... Przy naszych gabarytach... Serio... To powinno dobrze zobrazować siłę wiatru :)
Na szczęście kolejnego dnia wszystko wróciło do normy, ludzie wyszli na plaże, a słuchaliśmy jak Mariah Carey śpiewa o tym czego potrzebuje na święta i z zimnym piwkiem w ręku wpatrywaliśmy się w bezkres oceanu.
Także, jak sami widzicie Kanary zimą to pomysł doskonały. No i uwaga, właśnie byłam na stronie Ryanair, i..... mają mega cenę przelotów na Lanzarote na luty i marzec. Także jeśli chcielibyście choć na kilka dni uciec od naszej szarówki- wiecie co robić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz