wtorek, 6 maja 2014

Budapeszt i jego uroki

Bilety kupiliśmy już w listopadzie 2013. Pewnego wieczoru Ania natknęła się na promocyjne ceny biletów z Berlina do Budapesztu, a ja już od jakiegoś czasu marudziłem mocno o tym kierunku.


Pierwotny plan zakładał samochodowy TRIP - PRAGA, WIEDEŃ, BUDAPESZT. Jednak z perspektywy czasy wydaje się to zbyt ambitny plan, który mógłby nigdy nie dojść do skutku. 

Znalezienie pretekstu do zakupu biletów nie zajęło mi zbyt dużo czas .... przecież akurat wtedy mam urodziny  ! ( tak oto po 30 minutach od znalezienia biletów, były one już opłacone i czekały na skrzynkach mailowych - ta daaaaam :D )
Wyjazd zaplanowaliśmy tak, że na miejscu mieliśmy 3 pełne dni + dzień wylotu i odlotu. Nasz tryb zwiedzania jest raczej ekspresowy i śmiało można powiedzieć, że po raz kolejny plan został wykonany w 110% Udało się nawet wyskoczyć poza Budapeszt do Szentendre.


Dzień I - poniedziałek
W "apartamencie" wylądowaliśmy już późnym popołudniem, więc pozostało nam tylko coś jeść i zaliczyć wieczorny spacer po mieście. Oczywiście nie mogliśmy wytrzymać i pocisnęliśmy nad Dunaj. Trzeba przyznać, że mosty wieczorem prezentują się o niebo lepiej niż w dzień.

Strzeliliśmy kilka nocnych fotek i pełni nadziei wróciliśmy około 22:00 do tymczasowego lokum przy placu Liszta Ferenca.

Tutaj warto wspomnieć, że lokalizacją jaką jest OKTOGON i jego okolica to naprawdę dobra baza wypadowa do eksplorowania miasta. Macie tutaj wszystkie możliwe przystanki tramwajowe i autobusowe, a także metro. Dodatkowo przy samym skrzyżowaniu znajduje się niezliczona ilość restauracji, barów i sklepików.  Warte polecenia !

Dzień II - wtorek
Na pierwszy ogień poszło to co oczywiste - Wzgórze Zamkowe. Na miejsce dojechaliśmy autobusem komunikacji i wycieczkę rozpoczęliśmy od Pałacu Sandor ( Sándor-palota ).
 Dalej już poszło jak z automatu ... Plac Disz, Plac św. Trójcy i główny punkt programu Baszta Rybacka. Robi naprawdę ogromne wrażenie.

Podczas sezonu podobno trzeba płacić za wstęp na teren Baszty jednak od nas w lutym tego nie wymagano.

Około 14:00 postanowiliśmy wreszcie zjeść coś konkretnego. Polecany na każdym kroku FRICI PAPA braliśmy z przymrużeniem oka .... i to był błąd ( później jeszcze kilkukrotnie zastanawialiśmy się czy nie złamać naszej zasady i nie wrócić tam ponownie ! ) . Pyszne, tanie i przeogromne porcje węgierskich smakołyków powaliły nas z nóg. Po meeega wielkim obiedzie ledwo udało nam się jeszcze wykrzesać siły na spacer po VI Dystrykcie. Staraliśmy się po prostu zgubić. Budapeszt jest na tyle fajnym miastem, że warto po prostu iść przed siebie i mapę lub przewodnik schować do plecaka. Każda najmniejsza uliczka robi piorunujące wrażenie swoimi pięknie zachowanymi kamienicami i placami. 

Wieczorem  zaliczyliśmy jeszcze nie planowany rejs statkiem po Dunaju ( szczerze mówiąc - nic specjalnego ) i wycieczkę do nowoczesnego PAŁACU SZTUK w Budapeszcie.

Dzień III - środa 
Ten dzień musiał być udany. Kuby urodziny ! Plan był prosty : całodniowy wypad do Szentendre kolejką podmiejską HEV, a wieczorem świętowanie !
Kolejki ruszają z Batthany Ter, z zakupem biletów nie było problemu - kasjerka dobrze mówiła po angielsku. Jeśli wykupicie sobie bilet 72-godzinny na wszystkie środki komunikacji to pozostanie Wam tylko zakup biletu od stacji, która jest pierwszą poza granicami administracyjnymi Budapesztu. Inaczej ... pierwsze 5-6 stacji jedziecie na bilecie miejskim, a od stacji która wyraźnie będzie odznaczona kolorem od innych musicie już posiadać bilet na kolejkę HEV. Zresztą .... kasjerka Wam wszystko wytłumaczy :)

Samo Szentendre  to miasteczko typowo turystyczne z jednym minusem ... brak tu atrakcji turystycznych. Jeśliby zagłębiać się w historię regionu to oczywiście ... urocze barokowe miasteczko, miejsce spotkań lokalnej bohemy i wszelkiej maści artystów. Nam wystarczyło chyba niecałe 3 godziny ślimaczym tempem i już przysypialiśmy w powrotnej kolejce do Budapesztu.
Zostało jeszcze dość dużo czasu, więc na cel obraliśmy wyspę Św.Małgorzaty... i dobrze ! Wyspa uratowała ten dzień. Ogromny kompleks parków i skwerów robi fajny klimat. Luty to może nie najlepszy czas na piknik, ale w parku można było spotkać wielu lokalsów przesiadujących na ławkach, spacerujących czy biegających.  Na terenie wyspy znajduje się również amfiteatr oraz mini zoo. Całość warta polecenia !

Wieczorem w GRINZINGI Egri lało się litrami. Największym urokiem tego miejsca jest to, że czas zatrzymał się tu co najmniej dwie dekady temu. Pojeść nie pojecie, ale litr wina za nie więcej niż 1500 forintów to chyba spoko opcja ?

Dzień IV - czwartek

Nie mogliśmy sobie tego odpuścić ! Co jak co, ale być w Budapeszcie i nie odwiedzić słynnych łaźni termalnych ? No Way !
Z wielu dostępnych kompleksów basenów wybraliśmy jeden z dwóch najsłynniejszych. SZECHENYI BATH and SPA to dobry wybór. Nie ma co dużo pisać, wszelkie szczegółowe info macie na ich stronie. Jedyna rada jest taka, żeby wziąć jedną przebieralnie na dwie lub nawet cztery osoby - w zupełności Wam to wystarczy.  Nie jest to islandzka Blue Lagoon, ale z pewnością będziecie mega zadowoleni !


W okolicy term znajdziecie również Hősök tere ( Plac Bohaterów ) oraz zamek Vajdahunyad.
Wieczorem postanowiliśmy jeszcze raz zobaczyć panoramę miasta. Wzgórze Gellerta spełniło swoją funkcję idealnie. Jeśli będziecie tam w ciepły dzień, warto zabrać coś do jedzenia, picia i spędzić tam nawet całe popołudnie.


Dzień V - piątek
 Niestety wylot mieliśmy dość szybko. Czasu starczyło nam tylko na fajną kawę i krótki spacer po mieście.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz