Negros nie należy do wysp obleganych przez turystów. My również pierwotnie nie braliśmy jej pod uwagę w naszym planie zwiedzania. Dlaczego więc ostatecznie tu trafiliśmy? A no dlatego, że koniecznie chcieliśmy dostać się choć na kilka godzin na Apo Island. Pierwotnie, mieliśmy popłynąć tam z Siquijor (razem z Coco Grove) i zostać na dwie noce. Ale jak już pisałam w jednym z poprzednich wpisów (TU)- mieliśmy problemy z rezerwacją noclegów, dlatego odpuściliśmy. Innym rozwiązaniem było przetransportowanie się lokalnym promem Z Siguijor na Negros, zwiedzenie kolejnej wyspy, no i wyskok na upragnione Apo.
Jakie atrakcje ma do zaoferowania Negros ?
Twin Lakes (Balinsasayo i Danao)
Bliźniacze jeziora zlokalizowane na terenie jednego z Parków Narodowych. Okolica piękna, spokojna, zielona- sprzyja odpoczynkowi od zatłoczonego Dumaguette (o czym napiszę później). Najpiękniejszym punktem jest wzgórze z którego zarówno po swojej lewicy jak i prawicy możemy podziwiać dwa identyczne jeziora. Niestety aparatem tego nie uchwycicie- niezbędny byłby dron. Ale, ale - raz, że takowego nie posiadamy, a dwa nawet gdybyśmy posiadali, to nie moglibyśmy go użyć. W Parku obowiązuje całkowity zakaz używania tego typu sprzętów. Dlatego nic nie poradzę- chcecie zobaczyć Twin Lakes w całej okazałości? Musicie tam sobie przyjechać :)
Jak się tam dostać ? My przyjechaliśmy skuterem, zajęło nam to trochę czasu. Jednak droga prowadząca do jezior jest bardzo malownicza, także była to sama przyjemność (pomimo poobijanego tyłka :)). Przy pomocy map google traficie na pewno. Ale w razie czego zamieszczam krótką instrukcję: jadąc drogę Dumaguette North w kierunku San Juan, kawałek po minięciu miasteczka Sibulan- po lewej stronie, waszym oczom ukarze się stara, zdezelowana tabliczka stanowiąca kierunkowskaz na Twin Lakes. A później już tylko kilkanaście kilometrów pod górę i traficie na miejsce, gdzie obsługa Parku pobierze opłatę za wstęp (100 peso/os plus 12 peso/ parking), opowie po krótce o zasadach panujących na jego terenie i możecie zacząć zwiedzanie okolicy.
Na dotarcie do punktu widokowego z którego Waszym oczom ukarzą się dwa piękne jeziora są dwie opcje. Możecie podpłynąć tam kajakiem lub przemierzyć spacerem 900 m trasę. My wybraliśmy opcję dla aktywnych- chyba jako jedyni, bo nikogo innego nie spotkaliśmy po drodze. Ścieżka nie jest zbyt zadbana (zdjęcia poniżej), poza tym podłoże jest bardzo wilgotne, więc trzeba iść baaaaaardzo powoli, żeby nie zrobić sobie kuku. Ale dałam radę w płaskich sandałach, także tragedii nie ma.
Na terenie Parku znajduje się restauracja z fajnym widokiem na pierwsze jezioro (Balinsasayo). Z początku chcieliśmy zjeść w niej lunch. Jednak po przejrzeniu menu, jedyne na co się zdecydowaliśmy to puszkowane napoje... Jako, że skromna karta przez Magdę Gessler uznana byłaby za zaletę. O tyle pozycje widniejące w tejże karcie nie były zbyt kuszące. Jako, że nie mieliśmy ochoty kolejny raz grzebać w talerzach pełnych kości i skórek- odpuściliśmy.
W drodze powrotnej minęliśmy jeszcze dwie lokalne knajpy, niestety również z tradycyjną filipińską kuchnią. A szkoda, bo miło byłoby zjeść coś dobrego z takimi widokami. No ale, widoki widokami, a filipińska kuchnia, filipińską kuchnią. Kto próbował ten wie, kto nie próbował musi zaczekać na jeden z naszych kolejnych, kulinarnych wpisów.
Dumaguete
Cieszące się bardzo dobrą sławą, uniwersyteckie miasto- zwane "Miastem Miłych Ludzi".
W przewodnikach znajdziecie informację, ze najprzyjemniejszym miejscem w Dumaguete jest Bulwar Rizal. No i jak na lokalne warunki,może w rzeczywistości tak jest. Ale nie nastawiajcie się na niewiadomo co. Fakt spotkamy tu spacerowiczów i biegaczy, ale okolica nie powala pięknem. A największą atrakcją jest obiad w jednej ze zlokalizowanych wzdłuż bulwaru restauracji z widokiem na ocean. My, po reserchu u wuja google i ocenę dostępności stolików, zdecydowaliśmy się na Casablanka Restaurant. Skonsumujemy tu potrawy i piwa z całego świata (sznycla też :)). Co do serwowanego przez nich jedzenia nie mam zamiaru się rozwodzić. Krótko mówiąc- jadaliśmy lepiej. Kuba zdecydował się na burgera, który jak na Azję był całkiem przyzwoity. Ja wybrałam talerz owoców morza. I nie dość, że otrzymałam swoje danie po tym jak mój towarzysz już prawie zapomniał, że jadł. To nie byłam z nich specjalnie zadowolona- wszystkie obtoczone były w grrrrubej panierce, przesączonej tłuszczem nie pierwszej świeżości.
Najłatwiejszym sposobem na poruszanie się po mieście jest tricykl. Jego cena jest niska, choć uzależniona głównie od umiejętności negocjacyjnych. Jako, że mieszkaliśmy w okolicy Daulin. A zwiedzanie Dumaguete połączyliśmy z wypadem na Twin Lakes byliśmy zdani na siebie i przemierzaliśmy miasto skuterem. I powiem Wam jedno- gdybym przy tym natężeniu ruchu i takim chaosie na drodze miała jeździć sama. Z pewnością bym się zapłakała. Na szczęście Kuba w mig opanował tajniki poruszania się na lokalnych zasadach i jakoś daliśmy radę. Ale nie powiem, adrenalinka była :)
Najstarszym budynkiem w mieście jest charakterystyczna wieża dzwonnicza, stanowiąca wspomnienie hiszpańskiej kolonizacji. Tuż obok niej zlokalizowany jest kościół do którego z ciekawości zajrzeliśmy i przez chwilę braliśmy udział we mszy.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się park miejski z małą wieżą zegarową, kilkoma pomnikami i placem zabaw. Po ceremonii w kościele miejsce to wypełnia się po brzegi lokalną ludnością świętującą niedzielę. Chciałoby się powiedzieć- dzień wolny od pracy. Jednakże nie pasowałoby to do warunków zastanych dookoła- wszystkie sklepy otwarte, stragany pełne warzyw i owoców. Zakaz handlu w dzień "święty" jeszcze tu nie dotarł :P
Jeśli Wy również wybierzecie się do Dumaguette skuterem w pewnym momencie niezbędne będzie jego zaparkowanie. Nie zdziwcie się jeśli po powrocie do miejsca postoju nie zastaniecie tam Waszego pojazdu. My mieliśmy właśnie taką sytuację i powiem szczerze, że na kilka chwil mnie zmroziło. Jak się okazało- zupełnie niepotrzebnie. Na nieco większych parkingach (np. w okolicy parku miejskiego), porządku pilnują parkingowi- nie mają żadnych mundurków ani plakietek, więc podejrzewam, że funkcja jest samozwańcza. Panowie (a czasem dzieci) dbają o to by pozostawiane pojazdy były ustawiane jak najbliżej siebie, pobierając za to niewielką opłatę (co łaska).
Rejs na Apo Island
Wielu turystów pojawia się na Negros właśnie w uwagi na dobrą komunikację wyspy z Apo Island. Po więcej szczegółów zapraszam do jednego w poprzednich wpisów w którym temu zagadnieniu poświęciłam więcej czasu ----> TU.
Apo Island |
Cisza i spokój
Negros daje również gwarancję wypoczynku w ciszy i spokoju. Oczywiście, żeby osiągnąć ten cel proponujemy wybrać hotel z dala od tłocznego Dumaguette. My zdecydowaliśmy się na Sea Dream Resort w okolicy miasteczka Dauin, dzięki któremu każdego dnia podziwialiśmy takie oto widoczki. Więcej o naszych noclegach planuję napisać w jednym z kolejnych wpisów.
Co jeszcze robić na Negros?
Wodospad Casaroro
Najbardziej imponujący wodospad w okolicy Dumaguette. W jego okolice możecie dostać się skuterem, choć jak podają przewodniki końcówka trasy pnie się stromo pod górę. Można też podjechać tricyklem lub jeepeneym do miejscowości Valencia, gdzie bez problemu wynajmiecie motor z kierowcą, który zawiezie Was do punktu rozpoczniecia spaceru w kierunku wodospadu.
My nasyceni wodospadami na Siquijor, zrezygnowaliśmy z tej atrakcji.
źródło: http://negrostourism.com/?p=160 |
Mount Kanlaon Natural Park
Ponad 24 ha gęstego lasu otaczającego krater wulkanu Kanlaon. Region ten charakteryzuje się bogatą florą i fauną. Spotkacie tu jelenie, leopardy, cywety czy niedźwiedzie. Osoby cieszące się większą ilością wolnego czasu (niestety my się nie załapaliśmy) i kondycją śmiało mogą się wybrać na trwający 2 dni treking na szczyt wulkany Kanlaon (2435 m n.p.m). Pozwolenie załatwicie w mieście Bacolod (Office of the Park Superintendent).
źródło: https://www.facebook.com/pg/MountKanlaon/photos/?tab=album&album_id=281158058626030 |
The Ruins
Ruiny pałacu z 1900 roku, wybudowanego ku czci tragicznie zmarłej, ciężarnej żony podróżnika i właściciela plantacji trzciny cukrowej Dona Mariana Ledesma. Całą historię jak i galerię zdjęć znajdziecie na oficjalnej stronie internetowej ----> TU.
źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:The_Ruins_in_Talisay,_Negros_Occidental_at_Dusk.jpg |
MassKara Festiwal
Jeśli wybieracie się na Filipiny w październiku, to zaplanujcie swój wyjazd tak, żeby trzeci weekend tego miesiąca spędzić na Negros. Właśnie wtedy w miasteczku Bacolod odbywa konkursowa, coroczna parada uliczna w ramach artystycznego Festiwalu MassKara ( w 2018 roku będzie trwał od 4.10- 24.10).
źródło: http://www.thehappytrip.com/2013/10/masskara-festival-2013-dance-parade-school-category/ |
Informacje praktyczne:
Na Negros dostaniecie się promem wypływającym z Siquijor. Z tego co wiemy, ten kurs obsługują dwie firmy. Promy jednej z nich wypływają z Lareny, zaś drugiej z Port of Siquijor zlokalizowanego
nieco bliżej San Juan, z którego płynęliśmy my. Przed rejsem niezbyt zagłębialiśmy się w szczegóły i nie rozważaliśmy tego na która firmę się zdecydować, czynnikiem dominującym była zaś godzina wypłynięcia. Pierwotnie w recepcji hotelowej zaproponowano nam prom wypływający o 6 rano- zrezygnowaliśmy. Chcieliśmy się wyspać, zjeść spokojnie śniadanie i dopiero gdziekolwiek wyruszać. Nasze życzenie zostało spełnione i za 600 peso zostaliśmy przetransportowani na prom odpływający o godzinie 10 (jeśli chcecie zaoszczędzić- tricykl kosztuje 400). Cena biletu na prom to 130 peso/osobę. Do tego doliczyć trzeba drobne dodatkowe opłaty: 2 peso/ os.- wejście na teren portu, 12 peso/ os. - opłata portowa. Rejs trwa 1,5 h.
Podróż tym promem zapadnie mi w pamięci na długo, a to za sprawą kliku spraw.
- Każdemu podróżującemu przydzielone zostało miejsce (numerowane na bilecie), jednak jak się szybko okazało, wielu osobom przydzielony został ten sam numer miejsca i powstało zamieszanie. Błędy się zdarzają i nie byłoby w tym nic śmiesznego gdyby nie fakt, że ludzie wykłócali się o miejsca, których de facto nie brakowało, bo obłożenie rejsu było niewielkie.
- Zanim włączono silniki, wszyscy filipińscy pasażerowie odmówili modlitwę... Rozumiem, że wiara dla tych ludzi odgrywa bardzo duże znaczenie. Ale zawsze w takich sytuacjach czujemy się trochę nieswojo. Bo zaczynamy się zastanawiać, czy to taka tradycja. Czy może wypadkowość filipińskich promów jest tak duża, że przed startem lepiej się pomodlić... Podobne odczucia mieliśmy w samolocie linii Lion Air, którymi lecieliśmy z jawajskiego miasta Surabaya na wyspę Lombok w Indonezji (więcej TU).
- W telewizji przez całą drogę można było podziwiać specyficzne filipińskie reklamy suplementów... dla kogutów ! Panowie w garniturach trzymający w rekach piękne, zdrowe koguty z lśniącymi piórami. A obok nich zgrabne, odwalone w obcisłe sukienki hostessy prezentujące opakowania z suplementami i karmami dla tychże ptaszysk.Co kraj to obyczaj, ale nas to bawiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz