Przed powrotem do Polski spędziliśmy w Manili 1,5 dnia. Doszliśmy do wniosku, że dysponując taką ilością czasu na spokojnie zdążymy zobaczyć zarówno największe atrakcje miasta- których de facto nie ma zbyt wielu (więcej TU) jak i wyskoczyć poza stolicę. Wybór padł na Taal Volcano.
Wulkan Taal jest zyskał miano jednego z najniższych, ale przy tym najbardziej aktywnych wulkanów na świecie o niezwykle ciekawej budowie. Zlokalizowany jest na dużym jeziorze o tej samej nazwie, a w jego kraterze znajduje się kolejne jeziorko z mini wysepką na środku. Taka jeziorno- wulkaniczna- matrioszka :)
Chcąc dostać się na niego dostać mamy dwie opcje.
Z dworca autobusowego w dzielnicy Pasay (Manila) do miasteczka Tagaytay, z którego łodzią dostaniemy się na wulkan- odjeżdżają autobusy. Jest to rozwiązanie tanie, aczkolwiek z filipińskim luzem i korkami w Manili może być ono bardzo czasochłonne, gdyż średni czas przejazdu w jedną stronę wynosi od 3-5 godzin w jedną stronę. W naszym przypadku było to nie do zaakceptowania.
Drugą opcją jest skorzystanie z wycieczki wykupionej w lokalnych biurze podróży. Swojego toura zabookowaliśmy TU i możemy Wam śmiało polecić tego organizatora. Niestety tak jak ze wszystkim- przy 2 uczestnikach wycieczki nie wychodzi to zbyt korzystnie cenowo. Im będzie Was więcej tym mniej zapłacicie (maksymalna liczba uczestników to 10 osób). Nas ta przyjemność wyniosła 8 355 peso (około 550 zł), a plan wyglądał następująco. Skoro świt (godz. 6:30) zostaliśmy odebrani z hotelu dużą, wygodną Toyotą Innova, która planowo miała dowieźć nas do Tagaytay na 8:30. Jednak przez poranne korki ostatecznie nad brzeg jeziora Taal dojechaliśmy na godzinę 9:00. Następnie bardzo miła starsza Pani po krótce opowiedziała nam o budowie wulkanu i o swoich doświadczeniach związanych z jego erupcją w 1965 roku, która doprowadziła do śmierci ponad 5 tysięcy osób. Następnie podpisaliśmy dokumenty w których oświadczyliśmy, że jesteśmy świadomi faktu, iż wulkan na który się wybieramy jest aktywny. Po czym został nam przydzielony przewodnik- młody chłopak z łamanym angielskim, z którym na pokładzie lokalnej łodzi przemierzyliśmy jezioro i po 15 minutach rozpoczęliśmy treking na szczyt wulkanu, który nie należy do trudnych i trwa około 40 minut. Jeśli ktoś nie czuje się na siłach, istnieje możliwość wjechania na grzbiecie konika. Ale osobiście nie jesteśmy zwolennikami tego typu rozwiązań. W naszej opinii są one zarezerwowane dla osób starszych lub w jakimś stopniu niesprawnych ruchowo. Bo skoro mamy dwie zdrowe nogi to czy jest sens męczyć te biedne zwierzęta? No chyba nie!
Z dworca autobusowego w dzielnicy Pasay (Manila) do miasteczka Tagaytay, z którego łodzią dostaniemy się na wulkan- odjeżdżają autobusy. Jest to rozwiązanie tanie, aczkolwiek z filipińskim luzem i korkami w Manili może być ono bardzo czasochłonne, gdyż średni czas przejazdu w jedną stronę wynosi od 3-5 godzin w jedną stronę. W naszym przypadku było to nie do zaakceptowania.
Drugą opcją jest skorzystanie z wycieczki wykupionej w lokalnych biurze podróży. Swojego toura zabookowaliśmy TU i możemy Wam śmiało polecić tego organizatora. Niestety tak jak ze wszystkim- przy 2 uczestnikach wycieczki nie wychodzi to zbyt korzystnie cenowo. Im będzie Was więcej tym mniej zapłacicie (maksymalna liczba uczestników to 10 osób). Nas ta przyjemność wyniosła 8 355 peso (około 550 zł), a plan wyglądał następująco. Skoro świt (godz. 6:30) zostaliśmy odebrani z hotelu dużą, wygodną Toyotą Innova, która planowo miała dowieźć nas do Tagaytay na 8:30. Jednak przez poranne korki ostatecznie nad brzeg jeziora Taal dojechaliśmy na godzinę 9:00. Następnie bardzo miła starsza Pani po krótce opowiedziała nam o budowie wulkanu i o swoich doświadczeniach związanych z jego erupcją w 1965 roku, która doprowadziła do śmierci ponad 5 tysięcy osób. Następnie podpisaliśmy dokumenty w których oświadczyliśmy, że jesteśmy świadomi faktu, iż wulkan na który się wybieramy jest aktywny. Po czym został nam przydzielony przewodnik- młody chłopak z łamanym angielskim, z którym na pokładzie lokalnej łodzi przemierzyliśmy jezioro i po 15 minutach rozpoczęliśmy treking na szczyt wulkanu, który nie należy do trudnych i trwa około 40 minut. Jeśli ktoś nie czuje się na siłach, istnieje możliwość wjechania na grzbiecie konika. Ale osobiście nie jesteśmy zwolennikami tego typu rozwiązań. W naszej opinii są one zarezerwowane dla osób starszych lub w jakimś stopniu niesprawnych ruchowo. Bo skoro mamy dwie zdrowe nogi to czy jest sens męczyć te biedne zwierzęta? No chyba nie!
Droga na szczyt wulkanu wygląda dokładnie tak jak na zdjęciach poniżej. Po drodze podziwiamy piękne krajobrazy, spotykamy lokalną zwierzynę, ale nie zabrakło też osobliwych atrakcji. Jako, że Filipińczycy to naród bardzo wierzący i tutaj nie zabrakło elementów religijnych. Ot ciekawostka- wspinając się na górę zaliczamy... drogę krzyżową. Co kilkadziesiąt metrów mijaliśmy kolejne "stacje"- z krzyżem oraz krótką informacją odnośnie jej nazwy. A co równie interesujące- przy kliku z tych przystanków zlokalizowane są stragany z napojami i innymi gadżetami. Także gdyby ktoś w trakcie modlitwy nabrał ochoty na San Miguela (najbardziej popularne filipińskie piwo)- nie ma najmniejszego problemu.
Na ostatniej prostej na szczyt namacalna staje się aktywność wulkanu po którym stąpamy. Ziemia robi się gorąca, zaobserwować można typowe, wulkaniczne barwy i... ulatującą z jej wnętrza gorącą parę. Co prawda na Islandii (TU) i w Indonezji (TU) wulkaniczne pary zrobiły na nas większe wrażenie. Ale nawet mijając te o nie dużej skali- człowiek nabiera respektu do sił natury.
Nasz 40 minutowy marsz został nagrodzony takimi oto widokami. Prawda, że piękne? Oczywiście mogłoby być jeszcze piękniej. Dokładnie tak jak na słonecznych zdjęciach, które oglądaliśmy na innych blogach oraz w folderach reklamowych biur turystycznych. I które to skutecznie zachęciły nas do odwiedzenia tego miejsca. Gdyby nie to, że jak zwykle szczęście nas nie opuszcza i jak tylko dotarliśmy na szczyt nastąpiło załamanie pogody i zaczął padać deszcz... No ale nie ma co narzekać- biorąc pod uwagę aurę towarzyszącą nam podczas zeszłorocznej azjatyckiej przygody (TU), Filipiny okazały się bardzo łaskawe w tym aspekcie.
Poza tym, dzięki temu, że dzień był pochmurny i nieco deszczowy- niezbyt mocno doskwierał nam pył przed którym przestrzegali organizatorzy wycieczki.
Mówiąc o Taal Volcano nie wolno zapominać o ludziach wiodących swoje proste, codzienne życie u stóp tej aktywnej bomby zegarowej. Dobijając do brzegu wyspy mamy wrażenie jakbyśmy przenieśli się w czasie. Ludzie mieszkają w bardzo skromnych warunkach, nie mają stałego dostępu do prądu, ciężko, fizycznie pracują, ale na ich twarzach zawsze gości uśmiech. To jest cała magia Azji.
Informacje praktyczne:
Organizator wycieczki zaleca zaopatrzenie się w:
- worki zabezpieczające sprzęt elektroniczny przed pyłem - nie wiemy jak jest podczas słonecznej pogody, nam się nie przydały
- ubrania i buty na zmianę, gdyż czasami na jeziorze pojawiają się dość duże fale i może się okazać, że do brzegu dobijemy cali mokrzy- podczas naszego rejsu woda była wyjątkowo spokojna. Choć po doświadczeniach z łodzi, którą płynęliśmy na Apo Island (TU), zaopatrzyliśmy się w zestawy zastępcze. Bo co to za przyjemność iść w górę gdy człowiek przemoczy się do majtek? :)
- suchy prowiant - jak najbardziej przydatny. Choć na wyspie Taal widzieliśmy jedną garkuchnię serwujące typowe, tradycyjne filipińskie jedzenie. Także w razie czego z głodu chyba nie umrzecie.
Co jeszcze w okolicach Manili?
Jeśli macie jeszcze trochę czasu, a nie chcecie marnotrawić go w centrach handlowych Manili jest do wyboru jeszcze kilka ciekawych opcji:
Pinatubo Volcano
Zlokalizowany około 100 km na północny zachód od Manili wulkan, którego otoczenie jest podobno bardzo atrakcyjne krajobrazowo. W przewodniku (ja opieram się na przewodniku "Filipiny", wydawnictwa Pascal, autorstwa Anny Błażejewskiej- gorrrąco polecam) czytamy o przypominającym powierzchnię księżyca krajobrazie i niezwykle turkusowych wodach otaczających wulkan. Wycieczkę można wykupić w Manili, w oddalonym o 25 km od wulkanu miasteczku Angeles, lub też w miasteczku Santa Juliana- najbliżej wulkanu. Z uwagi na aktywność wulkanu i szybko zmieniające się warunki pogodowa- odradza się podróże na własną rękę.
źródło: Pinterest.com |
źródło: Pinterest.com |
Olongapo i Subic Bay
Zatoka oferująca możliwość nurkowania we wraku słynnego USS New York, dziewicza dżungla i park rozrywki dla dzieci.
źródło: www.trekearth.com |
Corregidor
Wyspa zlokalizowana 48 km na zachód od Manili. Największą atrakcją tego miejsca jest twierdza, upamiętniająca waleczność filipińskich i amerykańskich żołnierzy. Miejsce to odegrało ważną rolę podczas inwazji i wyzwolenia kraju spod japońskiej okupacji. Najprościej dostać się tam w ramach zorganizowanych wycieczek (firma San Cruises, promy odpływają codziennie o 7:30 z przystani przy Cocinuts Palace w Cultural Center of the Philipines, więcej info na oficjalnej stronie internetowej TU).
źródło: wikimedia.org |
źródło: manilacitytour.com |
Jeśli wybieracie się do Manili w okolicach Świąt Wielkanocnych, być może warto wyskoczyć do oddalonego o około 70 km miasteczka, w którym co roku, w Wielki Piątek 12 chętnych wyrusza w drogę krzyżową zakończoną... ukrzyżowaniem.
źródło: https://beta.philstar.com |
Hundret Islands National Park
Jeden z najpopularniejszych parków narodowych, zlokalizowany ok. 240 km od Manili. 123 małe, wapienne wyspy, z czego tylko trzy z nich są zagospodarowane turystycznie.
źródło: http://travel.allwomenstalk.com |
źródło: https://www.thousandwonders.net |
Cordillera i Baguio
Największy i najwyższy masyw górski rozpościerający się od środka wyspy, aż do jej północnych wybrzeży. Region odmienny kulturowo, dzięki ludom, które oparły się hiszpańskiej kolonizacji. Amerykanie po zdobyciu tych terenów pod koniec XIX w. zapoczątkowali "gorączkę złota"- z uwagi na zdobycie dostępu do zlokalizowanych w tym regionie kopalnie kruszcu.
Baguio jest miejscowością wypoczynkową, a zarazem uniwersytecką leżące na wysokości 1500 m n.p.m i stanowi doskonałą bazę wypadową do poznania Cordillery. Panuje tu nieco chłodniejszy klimat.
źródło: http://www.whatsnewph.com |
Anilao
Usytuowany 2 h od Manili raj dla nurków, gwarantujący kolorowe rafy koralowe.
źródło: https://iamaileen.com
|
Kabayan
Okolica słynąca z mumii, które można "podziwiać" w jaskiniach Bangao i skale Tinongchol. Do ich powstania dochodziło w unikalny sposób- cały proces rozpoczynał się jeszcze przed śmiercią, za sprawą podawanego przed odejściem z tego świata- słonego napoju. Gdy dochodziło do zgonu, ciało zostawało obmywane, a następnie "sadzane" nad ogniem, co przyczyniało się do wyschnięcia wszystkich płynów. Kolejnym etapem było wprowadzenie do wnętrza ciała dymu mającego za zadanie wysuszenie organów wewnętrznych. Niekiedy wcierano też w ciało zioła. Na koniec zmumifikowane ciała wkładano do drewnianych trumien, a następnie umieszczanie ich w jaskiniach.
Poza mumiami okolica ma do zaoferowania malownicze trasy trekingowe.
źródło: http://www.benguet.gov.ph |
Mount Pulag National Park
Najwyższy szczyt wyspy Luzon, będący częścią parku narodowego. Dotarcie na szczyt może zająć od 1- 4 dni w zależności od wybranej trasy.
źródło: http://www.benguet.gov.ph |
Okolice miasteczka Sagada
Sagada to górskie, turystycznie miasteczko będące doskonałą bazą wypadową dla chcących zobaczyć słynne wiszące trumny ( Sugong Hanging Coffins). W okolicy zlokalizowanych jest też warte odwiedzenia jaskinie (Sumaguing Caves, Luminag Burial Caves), tarasy ryżowe Kapay-Aw, wodospady Bomod-ok oraz kilka tras trekingowych.
źródło: http://www.rjdexplorer.com/sagada-walking-tour/ |
Tarasy ryżowe Banaue i Batad
Najbardziej znane filipińskie tarasy ryżowe, znajdujące się na liście UNESCO. W okolicy tej znajduje się ich dużo więcej (Maligcong, Hapao, Bangaan) jednak pozostają w cieniu słynnych tarasów Banaue.
źródło: https://www.livedreamdiscover.com |
Kalinga i Tinglayan
Region doskonały dla miłośników trekingu (podobno są tu najbardziej atrakcyjne trasy na całych Filipinach) i podróży poza utartym, turystycznym szlakiem- w tej okolicy czas sie zatrzymał. Odwiedzając okoliczne wioski można spotkać wiele starszych kobiet, których ciała pokryte są tradycyjnym tatuażem Batek.
źródło: http://www.photoburst.net Także jak widać na Luzonie nie sposób się nudzić ! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz