poniedziałek, 15 grudnia 2014

Egzotyczne owoce Tajlandii






Tajskie owoce zachwycają zarówno smakiem jak i wyglądem. Można je kupić dosłownie na każdym kroku, w woreczkach zawierających jedną porcję obranego, pokrojonego owocu z zapakowaną wykałaczką mającą ułatwiać jedzenie, na tackach owiniętych foilią spożywczą.  Co nie oznacza, że nie są dostęone w tradycyjnej znanej formie „na wagę” gdyż mnóstwo ich na targach. 


W Tajlandii pierwszy raz mieliśmy okazję spróbowania takich owoców jak:

·         Włochate czerwono- zielone rambutany, smakiem i wyglądem wewnętrznym bardzo zbliżone są do liczi, dostępnego i u nas. Jednak jeśli chodzi nawet o samo liczi, smakuje ono zupełnie inaczej niż to dostępne w Polsce, jest przede wszystkim większe i o niebo bardziej soczyste.


Gotowe do zjedzenia, na wpół obrane rambutany, zakupiona na pływającym targu Damnoen Saduak
Dla spragnionych egzotycznych wrażeń turystów, wszystko przygotowane...tylko kupować ;) Rambutany, mangostany, liczi, pomelo..;)

·         Smocze owoce (z rzadka dostępne w polskich marketach pod nazwą pitaja), od dawna intrygował mnie ich wygląd, różowo- zielona skórka z przypominającymi grzbiet smoka łuskami, a po rozkrojeniu biały miąższ z mnóstwem czarnych malutkich, pestek. Szczerze mówiąc ich smaku byłam najbardziej ciekawa, a ten najzwyczajniej w świecie mnie rozczarował. Określiłabym go jako bezpłciowe, rozwodnione kiwi. Po czasie doczytałam, że aby wydobyć głębię smaku należy owoc dobrze schłodzić…szkoda, że nie wiedziałam o tym wcześniej. Wypróbuję schłodzone przy okazji kolejnej wyprawy do Tajlandii (głęboko wierzę, że to jeszcze kiedyś nastąpi ;P)




 ·         Jabłko różane- wygląd bardzo interesujący, niczym podłużne, intensywnie nawoskowana, czerwona gruszka. Miąższ słodkawo- kwaskowaty, orzeźwiające połączenie jabłka i gruszki, lecz z nieco większą zawartością wody.

Gotowe do zjedzenia różane jabłko (wyżej) i pokrojony smoczy owoc


·         Gujawa- wyglądem przypomina ni to zielone jabłko ni to gruszkę, może trochę dużą pigwę, o twardej konsystencji. Smakowało jak kwaskowate niedojrzałe jabłko i to właśnie ją miałam okazję spróbować również w słonawo- kwaśnych przyprawach

Doskonała przekąska podczas powrotu z Kanchanaburi- Gujawa na jednej ze stacji benzynowych;)

·         Langsat- wyglądem wywołuje wspomnienie mirabelkiJ Nieco większe z twardawą łupką, w środku cierpko kwaśne

·         Papaja- w postaci sztandarowej tajskiej sałatki  z ostro słodkim sosem – niebo w gębie

Papaya salad ;)

·         Młody kokos, symbol beztroskich wakacji w tropikach. Niedbale ociosany tasakiem, ze słomką do wypicia orzeźwiającej wody kokosowej…Obrazek ładny, ale jeśli chodzi o wnętrze to spodziewałam się czegoś zwyczajnie bardziej kokosowego;) Woda kokosowa w klimacie zwrotnikowym doskonale sprawdza się jako środek orzeźwiający, jeśli chodzi o miąższ w młodym kokosie znajdziemy go dosłownie śladowe ilości.

Chwila orzeźwienia na jednym z targowisk przed Pałacem Królewskim

Nie tylko człowiek potrzebuje orzeźwienia...;) Wiele razy natknęliśmy się na zawieszone w ten sposób młode kokosy na pniach drzew w miastach, a w nich wszechobecne małe jaszczurki;)


·         Mangostany- byłam bardzo ciekawa ich smaku, ciężko dostać się do miąższu przez niezwykle grubą i oporną na obranie fioletową skórkę. Wewnątrz kilka białawych cząstek z pestkami, smak słodko kwaśny, ciekawy, aczkolwiek nie powala na kolana.

Mangostany

·         No i wreszcie budzący chyba największe emocje, król egzotycznych owoców, niezwykle śmierdzący DURIAN! Wiele razy przechadzając się po targowiskach odczuwałam zapach rozkładającego się mięsa, jednak absolutnie nie spodziewałabym się co jest źródłem tego odoru, a to właśnie niepozorny durian. Wzbudza ciekawość zarówno wyglądem- duży, zielony, naszpikowany dziesiątkami kolców, jak i krążącymi na jego temat historiami. W wielu hotelach, na stacjach metra i lotniskach, przed wejściem widnieje przekreślony durian- zakaz jego wnoszenia do takich miejsc wydaje się bardzo rozsądnym rozwiązaniem. 

Być w Tajlandii i nie spróbować Duriana?! W życiu bym sobie tego nie wybaczyła, dlatego zakupiłam, spróbowałam (nawet dwa kęsy, żeby dobrze zdefiniować smak) i wyrzuciłam resztę. Moje odczucia: maziowaty, słodki, pieczony czosnek, w połączeniu z zabójczym zapachem tworzą kompozycję nie do podrobienia.
Słyszałam, że duriana się albo kocha albo nienawidzi, ja zdecydowanie mogę zasilić szeregi tej drugiej grupy osób. Zaś Tajowie je uwielbiają, dostępne na rynku są wszelkiego rodzaju "przetwory durianowe": pasty do smarowania, ciasteczka, lody czy suszone duriany a la chipsy.

Duriany z China Town w Bangkoku ;)

Porcje gotowe do... spożycia ;)
Jeśli chodzi o owoce popularne w Europie to trzeba przyznać, że w kraju w którym są uprawiane smakują o niebo lepiej. Już na zawsze z Tajlandią kojarzyło mi się będzie soczyste mango o nieziemskim smaku.


Sztandarowy mango sticky rice + świeży sok z marakuji = deser idealny



W tym miejscu nie można zapomnieć o bogactwie soków owocowych dostępnych na każdym kroku. Dosłownie się w nich zakochałam. Mmmmm… świeżo wyciskany sok z granatu, limonki, pomarańczy, ananasa, marakui czy guawy (mój faworyt!!!!), smoothie z mango, kiwi, banana, arbuza….rozmarzyłam się…;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz