Indonezja to zlepek 18 000 wulkanicznych wysp. Dlatego nie ma wyjścia, odwiedzając ten kraj, minimum na jeden wulkan trzeba się wybrać. W naszym przypadku wybór padł na Bromo. Pod uwagę braliśmy też Ijen, jednak ze względów logistycznych i małej ilości czasu jakim dysponowaliśmy musieliśmy z tej opcji zrezygnować.
Jak dostać się na miejsce? Opcji jest kilka.
- Popularne jest wykupienie wycieczki na wulkan już w
Yogyakarcie. Wiele osób decyduje się na kilkudniowe wycieczki łączące Bromo i Ijen,
kończące się transportem do portu z którego odpływają promy na Bali.
- Można też na własną rękę, dostać się stąd pociągiem do Probolinggo, gdzie odjeżdżają dwa pociągi dziennie- o 7:15 i 8:55, które
docierają na miejsce w przeciągu około 9 godzin. Następnie trzeba dostać się
busem do Cemoro Lawang, skąd albo wypożyczamy skuter (opcja dla wytrwałych)
albo załatwiamy kierowcę z jeepem który dowiezie nas na wulkan.
- Albo tak jak my wykupić
wycieczkę z Surabaya. Nie jest to popularne rozwiązane, ale ze względu na to,
że wylot na Lombok, będący naszym kolejnym punktem wycieczki mieliśmy właśnie z
Surabaya tak po prostu musiało być.
Pociągiem z Jogji w
kierunku Surabaya wyruszyliśmy o 6:45. Bilet należy kupić minimum 24 godziny
przed odjazdem. My dokonaliśmy zakupu na dworcu kolejowym, ale słyszeliśmy, że
można to zrobić w każdym sklepie popularnej sieci Mini Markt. Zdecydowaliśmy się na podróż
klasą „exclusiv” w cenie 210 k/ os. (ok. 65 zł). System kolejowy działa bardzo
sprawnie. Bilet który otrzymaliśmy w kasie dzień wcześniej, posłużył nam w dniu
wyjazdu do wydrukowania karty pokładowej- za pomocą komputerów ustawionych
przed wejściem na stację. Pociąg, którym jechaliśmy był czysty, wygodny, a
obsługa profesjonalna- można było poczuć się jak w samolocie. Na miejsce
dotarliśmy po 5 godzinach, a wychodząc z pociągu w Surabaya spotkaliśmy się z
akcją analogiczną do tej z lotniska w Yogyakarcie- tłum taksówkarzy dosłownie
wciskających potencjalnym klientom kluczyki od aut. Co ciekawe, wśród
wysiadających byliśmy chyba jedynymi białymi twarzami.
Nasz hotel zlokalizowany był na
terminalu lotniska, aby się tam dostać złapaliśmy niebieską taksówkę „ Blue
Bird”- korporacja popularna w całej Indonezji, przyjemność ta kosztowała nas
270 k (ok. 80 zł, z opłatą za przejazd ekspresówką i parking na lotnisku).
Wycieczka wykupiona przez stronę
internetową www.bromotour.pl, miała następujący
przebieg:
O 23:00 spotkał się z nami
przedstawiciel firmy, który skasował 2 633 k (ok. 800 zł) i opowiedział nam
trochę o wulkanie i o przebiegu całej wycieczki. Następnie wsiedliśmy do mini
vana w którym spędziliśmy kolejne 4 godziny. Usiłowaliśmy w nim spać, choć
trzęsło niemiłosiernie, a ruch na drogach, ku naszemu zdziwieniu, był niemal tak
intensywny niczym za dnia. O 3:00 dotarliśmy do Cemoro Lawang, gdzie
przesiedliśmy się do jeepa z napędem 4x4, i w sznurze dziesiątek jadących razem
identycznych jeepów dojechaliśmy do punktu widokowego z którego mieliśmy podziwiać
wschodzące słońce, oświetlające kratek Bromo. No właśnie, mieliśmy… Niestety
jedyne co widzieliśmy do gęste chmury i tłum zawiedzionych turystów (głównie Indonezyjskich). Podobno największa szansa na podziwianie
spektakularnych widoczków istnieje w okresie pomiędzy majem a lipcem,
aczkolwiek z pogodą nigdy nic nie wiadomo.
Wschód słońca przewidywany był na
5:15 ale, że nie widać było najmniejszych szans na przejaśnienie- o 5:25
byliśmy już w drodze do kolejnego punktu programu- podejścia w okolice krateru
Bromo. Było to bardzo dobre posunięcie, gdyż na miejsce dotarliśmy jako jedni z
pierwszych, dzięki czemu na górze cieszyliśmy się względnym luzem.
W oczekiwaniu na wschód słońca |
Miało być pięknie, wyszło jak zwykle... (a jakie były nasze oczekiwania możecie przekonać się---> TU)... |
Wejście na szczyt, z którego ogląda
się dymiący krater zajmuje około 30 minut. Istnieje też możliwość wjazdu
koniem. Aczkolwiek podejście nie jest trudne, dlatego uznaliśmy, że szkoda
męczyć zwierza.
Jak nasze wrażenia?
Był to zdecydowanie najbardziej
zapadający w pamięci moment całego wyjazdu. I choć cała operacja była męcząca
ze względu na długi transport z Yogyakarty, było warto. Zaglądając wulkanowi w
paszczę, z której stale wydobywają się kłęby dymu, nabieramy ogromnego respektu
do natury. Generalnie cała kaldera wywarła na nas niesamowite wrażenie. Szkoda
tylko, że zostaliśmy „wyrolowani na wschód słońca”, no ale to jest sama natura,
która z resztą jak już pisałam przy okazji wspomnień ze Sri Lanki nie za bardzo
się z nami lubi (więcej TU).
Będąc na Bromo, zaczęłam żałować,
że nie wystarczy nam czasu na zdobycie Ijen… Dlatego konstruując swój plan
wyjazdu nie pomijajcie tego punktu.
Wulkan powoli, nieśmiało pokazywał nam krater. |
Informacje praktyczne:
- Wybierając się na Bromo
zaopatrzcie się w cieplejsze ubranie. Miejscowi straszą bardzo niskimi
temperaturami, która we wczesnych godzinach rannych wynosi około 10 stopni Celsjusza
(aktualną prognozę pogody na szczycie można sprawdzić TU) i dość szybko rośnie,
jednak jest wietrznie co sprawia, że odczuwalna temperatura jest trochę niższa
niż na termometrze. Czego by nie mówić, jak na Indonezję…strrrrrrrszanie zimno :)
- Przyda się też zwykła maseczka
chirurgiczna, chroniąca przez oparami wulkanu. Nie jest to must have ale myślę,
że warto ją ze sobą zabrać. Zajmuje mało miejsca, a naprawdę przynosi ulgę
zwłaszcza w chwilach gdy zawieje w nas oparami z krateru (o duszącej
konsystencji i dość ostrym, drażniącym zapachu siarki). W tym momencie przypomina
mi się dołujący fakt o którym wyczytałam w internetach przygotowując się do
wyjazdu. A mianowicie: przy samym wulkanie krateru Ijen wielu górników wykonuje
morderczo ciężką pracę przy wydobyciu siarki, bez żadnych zabezpieczeń przed
trującymi oparami. Otrzymują za to psie pieniądze, a żyją średnio do 40 lat…
Czytałam też, że turyści wybierając się na Ijen często zabierają ze sobą
batoniki by poczęstować górników, fakt jest to miłe, ale czy nie lepiej byłoby
„poczęstować” ich maseczką?
- Pakiet wycieczkowy który
wykupiliśmy do tanich nie należał, ale pozwolił nam zobaczyć Bromo pomimo
niezbyt wielkich zasobów czasowych którymi dysponowaliśmy. Oczywiście dysponując większą ilością czasu można znacznie zmniejszyć koszty.
Jego cena obejmowała: prywatny transport
mini vanem do Cemoro Lawang, dalej transport Jeepem 4x 4 na Bromo, anglojęzycznego
przewodnika oraz analogiczną drogę powrotną. W między czasie zapewnioną
mieliśmy wodę butelkowaną i śniadanie w lokalnym guest hausie. Dodatkowe koszty
jakie musieliśmy ponieść to opłata za wstęp na teren Parku Narodowego w którym
znajduje się wulkan w wysokości 230 k (ok 80 zł/ osobę)- podobno zdobywając
Bromo na własną rękę można uniknąć wnoszenia tej opłaty, informacje o tym jak
to zrobić są na wielu innych blogach.
Nasz sympatyczny przewodnik
podpowiedział nam, że w drodze powrotnej możemy zahaczyć jeszcze o inne
atrakcje na swojej trasie. Zaproponował nam:
a)wodospady, jednak aby się do
nich dostać musielibyśmy zbaczać z trasy i nadrabiać godzinę jazdy w jedną stronę,
a byliśmy już bardzo zmęczeni więc odpuściliśmy
b)lokalny targ w jednej z wiosek-
targi lubimy, owszem ale wolimy znaleźć się tam przypadkowo, decydując o tym
sami. Z wożeniem turystów w takie miejsca mamy niefajne skojarzenia.
c)Lumpur Lapindo- miejsce o
którym wcześniej nie słyszeliśmy, zaintrygowała nas jego mroczna historia. Jest
to wulkan błotny powstały w wyniku nieprzemyślanej działalności człowieka, mowa
tu o błędnie prowadzonych otworów wiertniczych mających na celu oszacowanie
ilości złóż gazu ziemnego na tym terenie. Tragicznym skutek tego błędu był
wypływ gorącego mułu, powstanie jeziora błotnego, a następnie jego eksplozja,
która doprowadziła w 2006 roku do zniszczenia kilku okolicznych wiosek, dróg,
pól fabryk. Zabijają c przy okazji 14 osób a setki zmuszając do ewakuacji.
Bardzo smutna sprawa. W dniu dzisiejszym po katastrofie
zostało ogromne jezioro (które można objechać wynajętym skuterem), popękana
ziemia i wiele zniszczeń z którymi mieszkańcy nie do końca uporali się po dziś
dzień. Na youtube znajdziecie trochę filmików o tej tematyce, niestety
większość w języku indonezyjskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz