środa, 4 lipca 2018

Siquijor- najlepsza filipińska wyspa


No i w końcu nadszedł czas na wisienkę na torcie naszej filipińskiej podróży. Siquijor- mała, urokliwa wysepka, pełna przesympatycznych ludzi, przepięknych widoczków, gwarantująca najpiękniejsze zachody słońca jakie  nasze oczy kiedykolwiek widziały i na której samo wspomnienie pojawia się uśmiech na twarzy...

I choć ze względu na licznie mieszkających tu szamanów praktykujących czary wszelakie, przez lokalną ludność uważany jest za wyspę przeklętą-nas zauroczył totalnie. Do tego stopnia, że moglibyśmy na niej zamieszkać. Może kiedyś, w odległej przyszłości...kto to wie? :)

Na Siquijor spędziliśmy 4,5 dnia i choć zobaczyliśmy tyle ile chcieliśmy to z chęcią zostalibyśmy tam jeszcze ze... dwa miesiące. Klimat tam panujący jest tak chillautowy, widoki rajskie, a atmosfera  przyjazna i naprawdę nie chce cię stamtąd wyjeżdżać. Z resztą sami pojedźcie i się przekonajcie lub zapytajcie znajomych lub poczytajcie blogi osób, które już tam były. No raj na Ziemi !


Jakie atrakcje oferuje Siquijor? 

Najpiękniejsze zachody słońca na świecie 
Takich zachodów słońca jak na Siquijor nie widzieliśmy nigdzie wcześniej. Co wieczór wyczekiwaliśmy tego spektaklu świateł, który z minuty na minutę kompletnie zmieniał krajobraz dookoła. No sami spójrzcie... coś pięknego ! 









Wodospady 

Cambugahay Falls
Najpiękniejszy z wodospadów które odwiedziliśmy na wyspie, a przy tym najbardziej oblegany przez turystów. No ale nie ma się co dziwić- lazurowa , kaskadowo spływająca woda (tak naprawdę ten wodospad to takie 2 w 1), a to wszystko w otoczeniu soczystej zieleni. Bajka !
Chcąc zwiedzać siqujorskie wodospady przygotujcie się na to, że wstęp na nie jest płatny. Są to grosze, ale z tego co czytałam na forach internetowych wiele osób jest tym faktem oburzonych. Z jednej strony po części to rozumiem, bo wyobraźcie sobie, że czy chcecie czy nie chcecie - dostajecie płatnego przewodnika np. przy wodospadzie Kamieńczyk w Szklarskiej Porębie... Ani tam niebezpiecznie, ani droga nie skomplikowana, no ale taki jest już azjatycki styl, a przy okazji lokalsi mogą zarobić parę groszy. A z drugiej strony, jak zapłacimy te parę groszy to naprawdę nie zbiedniejemy. Wstęp kosztuje 50 p (ok. 3,50 zł), plus 20 p. za parking i według uznania mały napiwek dla przewodnika. A ludzie w internetach narzekają na zaistniały stan rzeczy jakby conajmniej warto było wylewać tyle jadu dla kilku złotych. Ale powiem szczerze, że nie jestem zdziwiona takim podejściem do sprawy naszych rodaków... W zeszłym roku sama byłam świadkiem wyrazu wielkiego niezadowolenia, okazanego kasjerowi przez jedną z par chcących wejść na teren Parku Narodowego w Zakopanem. Nie potrafili zrozumieć " za co oni mają płacić te 5 zł...". Skoro takie sytuacje mają miejsce na ojczystej Ziemi to co dopiero tysiące kilometrów od domu... No ale ludzie są jacy są. To tyle jeśli chodzi przynudzanie o mało istotnych z uwagi na swoją wysokość- kwestiach finansowych. Cambugahay poza swoją urodą oferuje zwiedzającym pewną dozę adrenaliny. Chętni mogą skakać z liną do lazurowej wody, nie brakowało osób skaczących ze skał. Do dyspozycji jest również tratwa, służąca z reguły jako doskonały rekwizyt do sesji na insta :)






Nam na trasie udało się również zobaczyć dwa inne wodospady: Kawasan oraz La-gaan. 




Plaże

Te malediwskie zrobiły na nas tak piorunujące wrażenie, że od kiedy je odwiedziliśmy, każdą kolejną porównujemy właśnie do nich i jak dotąd, żadna nie może im dorównać. I tak też było z plażami na Filipinach- szału nie było, aczkolwiek odwiedziliśmy kilka fajnych miejscówek, jak np.:

Paliton Beach 
Odwiedziliśmy ją zarówno za dnia jak i wieczorową porą. Wybierając się na nią w ciągu dnia zaznamy ciszy i spokoju- o dziwno nie spotkamy wielu turystów. Większość czasu który spędziliśmy na plaży- mieliśmy ją na wyłączność. Można tu autentycznie wypocząć, jednak jeśli chcecie tu posiedzieć trochę dłużej, to pamiętajcie, żeby zaopatrzyć się w napoje i coś do jedzenia. W bezpośrednim sąsiedztwie nie widzieliśmy żadnego sklepu ani restauracji. Co bądź co bądź jest dużą zaletą. Bo gdyby zrobić tu zaplecze gastronomiczne, gdzie można napić się drinka z palemką i wszamać coś w filipino stajl z pewnością na plażę waliły by tłumy. A tak jest trochę dziko, ale dzięki temu cicho, spokojnie i rajsko.
Wieczorową porą zaś na plaży panował nieco większy ruch. Turyści zjeżdżali się by podziwiać przepiękny zachód słońca ( z widokiem na Negros i Apo Island), rybacy szykowali się na nocne łowy, a lokalna dzieciarnia bawiła się wśród palm, sielanka...












Salagdoong Beach

Plaża sama w sobie nie zrobiła na nas większego wrażenia. Znajduje się tam skromna baza letniskowa, która lata świetności dawno ma już za sobą. Jednak wielu ludzi nie przyjeżdża tu wbrew pozorom po to by plażować. Największą atrakcją tego miejsca są skoki z klifu. Dla odważnych, do wyboru są dwie opcje wysokościowe na skok do krystalicznie czystej, lazurowej wody. Chętnych nie brakowało. Kuba też postanowił podnieść sobie dawkę adrenaliny i dał nura, przy czym nieco się poobijał... Tak, tak... Pamiętajcie, żeby trzymać ręce wzdłuż ciała :)
Niestety nie mamy zdjęć z tego miejsca, za to gdy w końcu zbierzemy się do złożenia filmu z wyjazdu z pewnością znajdą się tam ujęcia z klifowego skoku.
A na chwilę obecną, jeśli chcecie mieć lepszy ogląd na sprawę zajrzyjcie na Tripadvisora----> TU lub poszukajcie filmików w sieci.





Plaża przy Salamangka Resort

Plaża bezpośrednio przylegająca do hotelu w którym się zatrzymaliśmy. Większość czasu świeciła pustkami, ale wieczorami zarówno goście hotelowi, przypadkowo przejeżdżający turyści, jak i mieszkańcy sąsiadujących z resortem domów gromadzili się na niej by podziwiać bajkowe zachody słońca.
Część plaży bezpośrednio stykająca się z wejściem na teren resortu jest zadbana, jednak wystarczy odejść kilka kroków w bok i zobaczymy ogromny, kłujący w oczy kontrast w postaci bardzo skromnych domów filipińskich rodzin.














Niestety poza tymi miejscami tylko raz trafiliśmy na czystą, godną zainteresowania plażę w miejscowości której nazwy za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć. W pozostałych przypadkach, podjeżdżając do linii brzegowej natykaliśmy się na skały lub bardzo zaśmiecone plaże.



Podwodny świat

Na miłośników podwodnego świata Siquijor działa jak magnes. Na naszej trasie spotkaliśmy mnóstwo osób z całego świata, którzy znaleźli się na wyspie właśnie ze względu na świetne miejscówki nurkowe. Cała ta otoczka sprawiła, że nawet Kuba zapisał się na lekcję nurkowania, które ku mojemu zdziwieniu ostatecznie nie przypadło mu do gustu. Jak mówi- woli oglądać ryby snorkując :) No jego wybór, ja się nie wypowiadam bom niepływająca ...






Informacje praktyczne:

Gdzie spaliśmy?
Salamangka Resort o tym miejscu więcej planuję napisać w kolejnym wpisie o noclegach na Filipinach. Tutaj napiszę tylko jedno- było to nasze najlepsze jak do tej pory noclegowe miejsce ! Absolutny hit i numer jeden na naszej osobistej liście noclegów !




Jak dostać się na Siquijor?
My na wyspę dostaliśmy się promem z Bohol. 
Inną opcją jest przelot z Manili na Negros (Dumaguete) i dalej rejs promem na Siquijor.

Prom z Bohol na Siquijor odpływa o godzinie 10:40 (dane z początku 2018). Bilet na rejs kosztuje 700 peso/osobę, do tego doliczyć trzeba 100 peso za bagaż/ osobę i 20 peso opłaty terminalowej. Co ciekawe każdą opłatę musimy uiścić w osobnym okienku, dostajemy osobny świstek i z garścią papierów możemy udać się na poczekalnię. Jeśli macie możliwość bilety zarezerwujcie sobie wcześniej, można to zrobić np. za pośrednictwem hotelu. My pierwotnie mieliśmy tak zrobić, ale Bohol tak nas pochłonął, że ta kwestia zupełnie wyleciała nam z głowy i jadąc do portu- po tym jak właściciel hotelu w którym mieszkaliśmy, a następnie kierowca taksówki, pytali nas czy mamy już bilety- poważnie zaczęliśmy się zastanawiać nad tym czy oby na pewno uda nam się tego dnia dostać na wyczekiwany Siquijor, dlatego dla bezpieczeństwa postanowiliśmy stawić się w porcie sporo wcześniej przed planowaną godziną odprawy. Jak się okazało na miejscu, mogliśmy dłużej pospać,  bo z miejscem nie było najmniejszego problemu. W porcie spędziliśmy dobre 2 h, ale czas minął szybko, bo umilał go podróżnym zespół niewidomych mężczyzn grających najpopularniejsze światowe szlagiery.




Gdzie jeść: 
O tym pisałam już w poprzednim wpisie. Co prawda zawiera informacje odnośnie gastronomicznej stronie wszystkich odwiedzonych przez nas filipińskich wysp, ale znajdziecie tam sporo wzmianek o  miejscówkach na Siquijor ---> TU. SMACZNEGO !



Jak poruszać się po wyspie? 
Najlepszą opcją jest skuter. Takie rozwiązanie daje Wam niezależność i gwarantuje niezapomniane przeżycia. Jedyny minus jaki się z nim wiąże to ból pewnej części ciała ( :) ) po wielu przejechanych kilometrach. Może Wam się także przytrafić przygoda w postaci pękniętej opony. Nam los zafundował taką niespodziankę dwukrotnie. Ale usterki w miarę sprawnie i tanio zostały wyeliminowane w przydrożnych "warsztatach", których na filipinach mnóstwo.





Więcej odnośnie codziennego życia na Siquijor dowiecie się z kanały na You Tube prowadzonego przez naszego rodaka, który kilka lat temu postanowił uciec do raju i relacjonuje swoje życie w nim przez internet, polecamy- kanał nazywa się " Ucieczka do Raju"---> TU. 

A na koniec jeszcze kilka migawek z Siquijor. Jeszcze kiedyś tam wrócimy...












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz