czwartek, 22 grudnia 2016

Krótki wypad poza Lizbonę- Sintra i Cascai


Nie da się ukryć- Lizbona jest cudowna, ale jej najbliższa okolica również kusi. Będąc w stolicy Portugalii grzechem byłoby nie wyskoczyć za miasto. Mającym niewiele czasu, zaś wiele chęci na zwiedzanie, idealna będzie Sintra- górskie miasteczko, w którym znajduje się kilka zapierających dech w piersiach zamków, Cascai- dla spragnionych plażowania czy najdalej wysunięty na zachód punkt naszego kontynentu- Cabo de Roca.

SINTRA

Lizbona jest świetnie skomunikowana z Sintrą, co godzinę odjeżdżają w tym kierunku pociągi. Po około 50 minutach jazdy, wysiadając na dworcu wystarczy iść za tłumem i dojdziemy do przystanków autobusowych z których szybko i... hmmm... nie, wygodnie, nie będzie- autokary są komfortowe, ale przygotujcie się na ścisk- nie tylko Wy chcecie zobaczyć słynne zamki.


ZAMEK MAURÓW

W pierwszej kolejności udaliśmy się na górujący nad miastem Zamek Maurów (z resztą, jest to pierwsza budowla na którą zwraca się uwagę już przy samym wyjściu z pociągu). Zamek robi wrażenie, a jego surowe mury przywołują skojarzenia z Chińskiem Murem (co prawda jeszcze go nie widzieliśmy, ale "Fantazja, fantazja, fantazja jest od tego...":))
Rozpościera się stąd widok na całe miasteczko, ocean i znajdujący się już w niedalekiej odległości bajkowy Pałac Pena. 



Widok na Sintrę z Zamku Maurów
Widok na Pałac Pena


PAŁAC PENA 

Był to nasz kolejny cel. Aby go osiągnąć podjechaliśmy jeszcze kawałek autobusem, następnie kilka minut marszu w upale pod stromą górę i...znaleźliśmy się w bajce.

Najbardziej malowniczy zamek w którym byliśmy



Widok na Zamek Maurów




W myśl zasady, że co za dużo to nie zdrowo, postanowiliśmy poprzestać na dwóch zamkach. Posileni portugalskimi sardynkami oraz gulaszem z małży i wołowiny (ciekawe połączenie), przespacerowaliśmy się urokliwymi uliczkami Sintry i udaliśmy się autobusem na ....koniec świata.

Jedna z wystaw sklepowych w Sintrze





CABO DE ROCA

Kiedy autobus po ponad godzinie jazdy krętymi drogami, zatrzymał się w końcu na przystanku przy samym "końcu świata" (tak najczęściej nazywany jest ten przylądek), a naszym oczom ku wielkiemu zdziwieniu ukazała się mgła tak gęsta, że nie widać było niczego w odległości metra, do tego zacinało deszczem i było zimno jak cholera, a my ubrani stosownie do upałów panujących w Lizbonie i Sintrze- decyzja była jednomyślna- NIE WYSIADAMY. Pewnie jeszcze kilka lat temu pomimo pogody za wszelką cenę chcielibyśmy zobaczyć to miejsce, przyciągające co roku miliony turystów. Ale dziś wyznajemy zasadę, że czasem trzeba odpuścić. Jedyne co moglibyśmy wynieść z wizyty na przylądku to zapalenie płuc, a przez mleczną mgłę i tak niczego byśmy nie zobaczyli. Nie ma się co mazać- zdjęcia i filmiki w necie też są fajne ;) 


CASCAIS

Zrezygnowaliśmy z przemarzniętych tyłków, i zamiast tego reszta dnia przebiegała w plażowych klimatach miasteczka Cascais. Urokliwy kurort z dostępem do kilku plaż i wszystkim czego urlopowiczom potrzeba. Idealne miejsce na spędzenie popołudnia.
Cascais oddalone jest od Lizbony o 30 km, które śmiało pokonamy pociągiem. 














No i z powrotem jesteśmy w stolicy. Trzy minuty spacerem od dworca kolejowego znajduje się zabytkowa winda Santa Justa. Na jej szczycie znajduje się taras widokowy z którego rozpościera się świetny widok na całe miasto. Dużym plusem jest fakt, że wjechać tam możemy odbijając przy wejściu do windy kartę komunikacji miejskiej. Okazuje się, że funkcja owej windy niczym nie różni się od metra czy tramwaju- sami przyznajcie, że to idealne rozwiązanie przy skomunikowaniu poszczególnych dzielnic miasta zbudowanego na wzgórzach.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz