czwartek, 2 listopada 2017

Londyn w 24 h


Wypad do Londynu planowaliśmy od dawien dawna, ale gdy przychodziło do zakupu biletów na kolejne wojaże, nie wiedzieć czemu ten kierunek zawsze schodził na dalszy plan. I pewnie gdyby nie silna chęć szanownego małżonka, by pokibicować na stadionie Emirates, pewnie w dalszym ciągu odkładalibyśmy lot do stolicy Anglii. No ale mamy to- Londyn zaliczony !

Jako, że czasu mieliśmy niewiele, a aura była typowo angielska (z resztą dzięki czemu mogliśmy poczuć prawdziwy klimat tego miejsca), nasze zwiedzanie przebiegało w iście ekspresowym tempie. 
Do centrum dostaliśmy się przed południem i jak już pisałam we wcześniejszym poście (TU) pierwsze co postanowiliśmy zrobić to zjeść angielskie śniadanie, które dzięki swojej kaloryczności (o drżyj dieto !) dało nam powera do marszu szlakiem głównych atrakcji turystycznych Londynu.
Przez Hyde Park udaliśmy się pod Buckingham Palace, gdzie akurat trwała zmiana warty. A co za tym idzie zastaliśmy takie tłumy turystów, że dopchanie się w miejsce z którego można by zrobić zdjęcie graniczyło z cudem, no ale co widzieliśmy to nasze :) TU znajdziecie więcej informacji o zmianie warty pod pałacem oraz godziny rozpoczęcia całej procedury.



Pałac Buckingham






Następnym celem było udanie się w okolice serca Londynu by zobaczyć jego kolejne słynne atrakcje. Ale zanim do tego doszło trafiliśmy do przepięknego miejsca, a mianowicie: Whitehall Gardens. I pewnie gdyby nie mało sprzyjająca aura, spędzilibyśmy w nim trochę więcej czasu, bo park jest naprawdę klimatyczny.


Whitehall Gardens

No i nadszedł czas na londyńskie hity, a mianowicie: 

London Eye, które podziwialiśmy z drugiego brzegu Tamizy. Na przejażdżkę nim niestety nie wystarczyło nam czasu. Na szczęście dzięki temu, że w Singapurze przejechaliśmy się na 30 m wyższym Singapure Flyers (więcej TU), jakoś udało nam się zdusić w sobie smutek i żal:) 

Big Bena, który oczywiście był w remoncie, dlatego zastaliśmy go w otoczeniu rusztowań.... Piszę "oczywiście", bo z naszym szczęściem w każdym odwiedzanym kraju, zawsze, ale to zawsze- jedna z jego największych atrakcji musi być w renowacji. Wspominałam już o tym w jednym z wcześniejszych wpisów z Lizbony (TU), choć od tego czasu lista remontowanych budowli nieco się wydłużyła.

Opactwo Westminterskie, obok którego nie można przejść obojętnie, gdyż swoimi rozmiarami i architekturą robi oszałamiające wrażenie. 

London Eye- widok z Whitehall Gardens


Big Ben

Opactwo Westminterskie i Big Ben z kołnierzykiem z rusztowań- widok z mostu Westminsterskiego


Nadszedł moment w którym musimy przyznać się do słabości dzięki czemu zapewne podpadniemy nie jednemu z czytających (pojechali na tak krótko i marnują czas na spanie...), ale przez to, że w nocy spaliśmy około godziny (pozdrawiamy pewnego labradora, który uniemożliwił nam dłuższy sen :)), a pobudka wymagana była o godzinie 3 nad ranem, dopadło nas takie zmęczenie, że jedyną słuszną opcją było udanie się do hotelu i "przycięcie komara" chociaż na 1,5 godzinki. Normalnie pewnie byśmy się tak nie złamali, ale mając na uwadze, że tego dnia miało się spełnić jedno z marzeń Kuby (tak, tak mowa oczywiście o wieczornym meczu), odpoczynek był konieczny, gdyż w przeciwnym wypadku moglibyśmy nie dotrwać do końca rozgrywki. Dlatego z ciężkim sercem wskoczyliśmy pod kołderki, zdrzemnęliśmy się, odświeżyliśmy i wyruszyliśmy w stronę Emirates Stadium, gdzie spędziliśmy emocjonujący (dla jednej ze stron :)) wieczór. 








Następnego poranka udaliśmy się na Borough Market, o czym więcej w poprzednim wpisie (TU). Wystarczyło nam jeszcze czasu na London Bridge i spacer brzegiem Tamizy w kierunku najbardziej znanego londyńskiego mostu, a mianowicie: Two Tower Bridge. I w ten oto sposób zakończyliśmy swoją drugą wizytę na Wyspach Brytyjskich (pierwsze zetknięcie miało miejsce rok wcześniej w Irlandii, o której więcej przeczytacie TU). Było stanowczo za krótko, jednak udało nam się zobaczyć najsłynniejsze budowle, dość dobrze zjeść i liznąć angielskiego klimatu. Być może w przyszłości wrócimy po więcej, kto wie...










Informacje praktyczne:

Transport z lotniska

My lądowaliśmy na Londyn Luton, najlepszą opcją na dostanie się do ścisłego centrum jest autobus, który dowiezie nas tam w około godzinę.

Komunikacja miejska

W obrębie miasta najlepszym rozwiązaniem są podróże metrem. I o ile z ogranięciem systemu zakupu biletów w żadnym kraju na świecie, który do tej pory odwiedziliśmy, nie mieliśmy najmniejszego problemu. O tyle system londyński był dla nas mało klarowny, jednak nie planowaliśmy specjalnie się na nim koncentrować z uwagi na bardzo krótki czas jaki spędziliśmy w tym mieście. Generalnie cena pojedynczego przejazdu przyprawia o ból głowy- 4,90 £ (ok. 23 zł). Jeśli planujecie więcej niż jeden przejazd metrem, a nie chcecie zbankrutować, macie 2 opcje. 
1- Płatność kartą kredytową- kartę przykładasz do czytnika przed wejściem na stację i automatycznie z Twojego konta zostają ściągnięte środki za przejazd, przy czym w przeciągu jednej doby będzie to maksymalna ustalona kwota i jeśli ją wykorzystasz za kolejne przejazdy nie płacisz ani grosza. Niestety nie pamiętamy jaka to była stawka (informacji udzielają pracownicy informacji metra na każdej z większych stacji), ale jedno jest pewne- była to o wiele bardziej opłacalna opcja niż zakup biletów jednorazowych. Drugą opcją jest zakup karty Oyster, o której więcej informacji znajdziecie TU

Mecz


Z uwagi na ceny biletów na mecz dla kibiców nie posiadających klubowych kart członkowskich, zdecydowaliśmy się na wyjazd zorganizowany, co było o wiele korzystniejszym finansowo rozwiązaniem. Gdybyście byli zainteresowani taką formą wyjazdu- śmiało piszcie, a chętnie podamy namiary na organizatora. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz